Adam Glapiński na konferencji prasowej 6 października podkreślał, że dwie trzecie z 17,2 proc. inflacji w Polsce to czynniki zewnętrzne, niezależne od krajowych organów polityki pieniężnej. Sama Rada Polityki Pieniężnej swoimi decyzjami o 11 podwyżkach stóp procentowych, "atakuje" czynniki wewnętrzne. – Niestety to jest dla konsumentów, dla nabywców niekorzystne – przyznał prezes NBP
"Konsumenci mają za dużo pieniędzy"
Szef banku centralnego stwierdził, że NBP jest "złym policjantem" z punktu widzenia Polaków, jednak jego zadaniem jest przede wszystkim pilnowanie inflacji i siły pieniądza. A w obecnej sytuacji gospodarczej także ograniczać popyt i zmniejszać akceptację klientów dla rosnących cen.
Do tej pory (konsumenci - przyp. red.) mieli tyle środków, że bez problemu te wyższe ceny akceptowali. Proszę zwrócić uwagę: ceny rosną, ale konsumpcja też. Ludzie kupowali coraz więcej tych produktów coraz droższych, ale wreszcie doszliśmy do sytuacji, że zastopowaliśmy kredyt hipoteczny, mieszkaniowy, za co też jesteśmy atakowani – podkreślił Adam Glapiński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
– Zawsze przypominamy, że to są czasowe czynniki. Zastopowaliśmy kredyty na czas kryzysu inflacyjnego. My w Polsce nie mamy kryzysu. Tabloidy tak czasem upraszczają i piszą: "kryzys w Polsce", czy "czas kryzysu". A my go nie mamy, gospodarka się bardzo szybko rozwija, tempo prawie 6 proc. jest niesłychanie wysokie. I tu powiem coś, co dla nieekonomisty jest dziwne: za wysokie. Z punktu widzenia inflacji gospodarka za mocno się kręci, za szybko się rozwija. Powiem coś, co jest jeszcze większą herezją. Nabywcy i konsumenci mają za dużo pieniędzy. Czy też: mieli. Bo te wyższe ceny akceptowali – stwierdził prezes NBP.
Płace rosną, ale nie wszystkim
Na potwierdzenie swojej tezy Adam Glapiński przywołał dane Głównego Urzędu Statystycznego o wzroście cen w sektorze przedsiębiorstw i wskazał, że płace rosły podobnie jak inflacja (w sierpniu płace rosły o 12,7 proc. rok do roku, czyli mniej niż inflacja, ale jeszcze w lipcu wynagrodzenia rosły w tempie 15,7 proc., czyli podobnym, jak wzrost cen w tamtym miesiącu). Zastrzegł jednak przy tym, że dane te nie dotyczą każdego przedsiębiorstwa i każdego Polaka.
Kilkanaście procent inflacji, a płace rosły jeszcze szybciej. Więc mimo rosnących cen popyt na to wszystko był. Chociaż nie u każdego, proszę mnie nie łapać za słowo. Konkretne grupy społeczne, a najczęściej to się składa tak, że te najmniej uposażone najbardziej cierpią w czasie inflacji, no i oczywiście miały najmniejszą siłę nabywczą. Ale inni mieli – wyjaśnił.
Na koniec tego wątku Adam Glapiński stwierdził też, że przedstawiciele niektórych zawodów mają tak skonstruowane umowy, że ich pensje rosną o tyle samo, co inflacja.