Podczas gdy w Polsce inflacja dobija do niemal 8 proc., a prezes NBP Adam Glapiński przestrzega przed zbyt pochopnym podnoszeniem stóp procentowych (główna stawka wynosi 1,75 proc.), Czesi idą na całość. W środę czeski bank centralny (CNB) podniósł u siebie stopy procentowe z 2,75 do 3,75 proc.
Koszt pieniądza wzrósł więc u naszych południowych sąsiadów do ponad dwukrotnie wyższego poziomu niż w Polsce. W ten sposób bankierzy chcą ograniczyć ilość pieniądza w obrocie i wyhamować podwyżki cen, które w tej chwili wynoszą średnio 6 proc. w skali roku.
Czytaj więcej: Euro w Czechach. Bank centralny analizuje konsekwencje
Czesi zaskakują
Ekonomiści Banku Pekao zauważają, że to niespodzianka. Powszechnie oczekiwane były podwyżki stóp procentowych, ale raczej do poziomu 3,5 proc. Po tym zdecydowanym ruchu oprocentowanie w banku Czech wróciło w okolice widziane po raz ostatni w 2008 roku, czyli podczas ostatniego globalnego kryzysu finansowego.
Czesi tym ruchem odskoczyli dość wyraźnie i to nie tylko Polsce. Również odważny w swoich decyzjach Bank Węgier (MNB) zostaje teraz w tyle. Tam główna stawka wynosi 2,4 proc. Wzrosła 14 grudnia o 0,3 pkt proc. z 2,1 proc.
Czytaj więcej: W gospodarce dzieje się coś dziwnego. "To sygnał alarmowy"
Czesi w tym roku dokonali pięciu podwyżek stóp procentowych. A zdecydowane przyspieszenie nastąpiło w końcówce roku, gdy dostrzeżono, że pierwsze, delikatne zmiany nie wpłynęły na wyhamowanie inflacji.
Stopy procentowe będą wyższe
Czesi najprawdopodobniej nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Prezes czeskiego banku Jiri Rusnok nie wyklucza, że na kolejnym posiedzeniu osiągnięty zostanie poziom 4 proc. lub więcej. I to może nie być koniec cyklu podwyżek.
Determinacja w walce z inflacją budzi respekt, choć pewnie inaczej patrzą na to czescy obywatele, którzy spłacają raty kredytów. Tak mocny skok oprocentowania przełoży się na ich comiesięczne płatności. W Polsce przy takich stawkach raty wzrosłyby o kilkaset złotych.