Eliminacja barszczu Sosnowskiego z terenów zamieszkanych przez ludzi to obowiązek samorządów.
Okazuje się, że eliminacja tej niebezpiecznej rośliny może być bardzo kosztowna. Na dodatek trzeba ją prowadzić systematycznie, bo to gatunek inwazyjny, który błyskawicznie się odradza.
W tym roku usuwanie Barszczu Sosnowskiego w gminie Kępice na Pomorzu będzie kosztowało 3 mln złotych. Samorząd zyskał na ten cel pieniądze z Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego, czyli tzw. funduszy norweskich.
- Zinwentaryzowaliśmy około 50 ha tej niebezpiecznej rośliny. Walczymy z nią już od 5 lat - mówi w rozmowie z Polsat News Magdalena Majewska, burmistrzyni Kępic. - Żeby te 5 lat nie poszło na marne, na pewno musimy pilnować, żeby ta roślina się nie odbudowała
Barszcz Sosnowskiego przywędrował do Polski ze Związku Radzieckiego i wyrządził więcej szkód niż pożytku.
Trafił do naszego kraju w latach 70. jako roślina idealna na paszę dla zwierząt. Nieznana wcześniej roślina była bardzo zasobna w składniki pokarmowe, zwłaszcza białko i węglowodany.
Mleko krów karmionych barszczem charakteryzowało się wysoką zawartością tłuszczu. Pomimo zachwytów nad właściwościami barszczu (którego nazwa pochodzi od rosyjskiego badacza flory Kaukazu prof. I.D. Sosnowskiego), jeszcze przed wprowadzeniem go do upraw naukowcy z ośrodków uniwersyteckich, które badały jego właściwości, zwracali uwagę, że kontakt z barszczem powoduje silne poparzenia.
Sok wytwarzany przez roślinę jest toksyczny i niebezpieczny dla ludzi. Gdy skóra, która miała z nim kontakt, zostanie wystawiona na działania światła słonecznego, zostanie poparzona.
Na kontakt z barszczem narażone są przede wszystkim dzieci i osoby pracujące w ogrodach lub gospodarstwach rolnych. Roślinę stosunkowo łatwo rozpoznać, bo przypomina przerośnięty koper. Wysokość łodygi może dochodzić nawet do 4 metrów.
Choć od lat 70. Barszczu Sosnowskiego praktycznie się nie uprawia, roślina zadomowiła się w całym kraju i do dziś jest trudnym do zwalczenia chwastem.