Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne
Dużo się mówi ostatnio o jednej z obietnic (konkretów) przedwyborczych Platformy Obywatelskiej. Mówię o możliwości zmian w podatku Belki, czyli podatku od zysków kapitałowych (wprowadzonym w życie w 2002 r.). Do budżetu z tego tytułu wpływa od 4-5 mld zł rocznie, czyli mniej niż 1 proc. wydatków państwa. Na początku powiem coś, czym sobie życzliwości nie pozyskam: jestem zwolennikiem tego podatku.
W cywilizowanym świecie jest on obecny i wcale mnie to nie dziwi. Dlaczego bowiem zyski z kapitału mają być nieopodatkowane? Przeciwnicy podatku mówią, że ten kapitał był już wcześniej opodatkowany. Serio? Po pierwsze to wcale nie jest pewne, a po drugie przedsiębiorstwa też używają opodatkowanych wcześniej zysków do rozwoju, dzięki czemu zwiększają swoje kolejne zyski – od których płacą kolejne podatki. Podkreślam jeszcze raz: to nie oszczędności czy inwestycje są opodatkowane, a jedynie zysk na nich osiągnięty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nawiasem mówiąc w Europie olbrzymia większość państw stosuje taki podatek. Nie ma go na przykład Belgia, Czechy, Luksemburg, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria i Turcja. W Polsce taki podatek wynosi 19 procent i jest jednym z najniższych podatków od zysków kapitałowych w Europie (w Danii jest najwyższy – 42 proc.). Polska jest na 18. miejscu wśród 27 państw – średnia dla tych państw to 19,4 proc.
Można jednak według mnie dyskutować nad poziomem opodatkowania i tym, co i jak ma podlegać podatkowi. W portalu Money.pl cytowane są słowa profesora Marka Belki, byłego premiera i ministra finansów, od którego nazwiska pochodzi nazwa tego podatku. Belka mówi: "Boję się majstrowania przy tym podatku. Jak chcemy go likwidować, to proszę bardzo, ale wprowadzanie jakichś progów? Znając polskiego podatnika, podatek stanie się karykaturą".
Nie do końca zgadzam się z profesorem. Ja od wielu lat apeluję o zniesienia długoterminowego (na przykład więcej niż 2-3 lata) opodatkowania inwestycji w obligacje Skarbu Państwa, czyli w polski dług. Nie ukrywam, że sam na tym bym bardzo skorzystał, ale nawet gdyby tak nie było to i tak popierałbym taki ruch. Zamiast zadłużać się za granicami Polski zadłużalibyśmy się u obywateli.
Japonia ma zadłużenie na poziomie 260 proc. do PKB (w Polsce około 50 proc.) i nie bankrutuje. Dlaczego? Dlatego że 95 proc. długu posiadają Japończycy, więc międzynarodowy kapitał nie ma jak zaatakować japońskich obligacji. Nie jest dla mnie ideałem zadłużenie tak olbrzymie jak japońskie, ale czułbym się pewniej, gdyby zagranica nie miała możliwości do doprowadzenia do niebotycznego wzrostu rentowności obligacji.
Tak więc uważam zwolnienie z podatku od dochodów z kapitału do 100 tys. zł za krok w dobrym kierunku. Nie ideał, ale droga słuszna. Na przykład w USA zyski z kapitału osiągane w okresie mniejszym niż rok są opodatkowane na podstawie opodatkowania osobistego (tak jak nasz PIT), a wynikające z kapitału posiadanego dłużej niż rok są opodatkowane na trzy różne sposoby (stawka 0, 15 lub 20 proc.). Jak więc widać system jest skomplikowany, ale jakoś działa.
Polacy będą kombinować?
Z czym jednak muszę się zgodzić z profesorem Belką? Z tym, że Polacy są bardzo zdolni i z cała pewnością będą korzystali z tego limitu po to, żeby w ogóle nie płacić podatku. Można sobie przecież wyobrazić posiadacza pół miliona złotych, który inwestycje rozpisuje na członków najbliższej rodziny (darowizna zwolniona od podatku) tak, żeby nie przekraczały one kwoty 100 tysięcy złotych. To się wręcz narzuca, ale z pewnością doradcy podatkowi znajdą i inne sposoby na unikanie opodatkowania. Tyle że przecież i teraz są bardzo aktywni i potrafią ocalić zamożnych Polaków i firmy przed podatkiem Belki. Czy z tego powodu należy zrezygnować z zapowiadanej przez PO drogi? Według mnie nie należy, chociaż doceniłbym bardziej ruch w pożądanym przeze mnie kierunku.
Na koniec warto wspomnieć o GPW oraz funduszach inwestycyjnych. Takie zwolnienie z podatku mniejszych i średnich kapitałów byłoby sporym wsparciem zarówno dla giełdy, jak i dla funduszy akcji oraz dla firm ułatwiających inwestowanie. Zachwycenie byliby też zwolennicy akcjonariatu obywatelskiego.
Ja do nich nie należę, bo wiem jak mocno mogą stracić ludzie inwestujący w różne aktywa, którzy nie znają specyfiki danego rynku. Nawet zawodowcy potrafią nieźle stracić. Warto tutaj wspomnieć o Michealu Burry znanym z filmu "Big short", który przewidział kryzys finansowy z lat 2007-2008. Wtedy zarobił na nim potężne pieniądze. Jednak w lipcu 2023 r. za sumę 1,6 mld dol.obstawił spadki indeksu S&P 500 i niedawno zamknął ten zakład ze stratą 40 proc.,
Podsumowując: średnio zamożni ludzie szukający drogi do nieopodatkowanych zysków kapitałowych, czyli sposobu na zmniejszanie uciążliwości inflacji i posiadających wolne środki finansowe, w takiej zmianie podatku Belki znaleźliby miejsce, gdzie mogliby taką drogę znaleźć. Pamiętać tylko trzeba, że nie ma inwestycji bez ryzyka, więc ucieczka z kapitałem w inwestycje wiąże się z prawdopodobieństwem utraty części kapitału.
Piotr Kuczyński, analityk domu inwestycyjnego Xelion