Dodatek covidowy wciąż budzi kontrowersje. Choć decyzje o jego wprowadzeniu zapadły jesienią 2020 roku, to wciąż pojawiają się problemy z wypłatami.
Dotarliśmy do pisma, które otrzymali lekarze ubiegający się o dodatek covidowy pracujący dla Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego im. Andrzeja Mielęckiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
Oświadczenie zawiera punkt, w którym medycy zobowiązują się do zwrotu dodatku covidowego w razie jego zakwestionowania przez NFZ. Mają na to dokładnie 7 dni od momentu, kiedy dostaną upomnienie o wypłacone już pieniądze.
W szpitalu wybuchła burza. - To bezpodstawny zapis, w którym pracodawca wychodzi przed szereg - mówi nam jeden z lekarzy. Jak się dowiedzieliśmy, większość medyków oświadczania nie podpisała. Przekazała natomiast własne oświadczenia z danymi niezbędnymi do zgłoszenia ich do NFZ w kwestii wypłat dodatku. Czekają teraz na ruch dyrekcji.
- To absurd i brak poszanowania dla pracownika - mówi money.pl dr Piotr Plisuła, przewodniczący Porozumienia Rezydentów. - Takie działanie ze strony pracodawcy jest oburzające. Najpierw umawia się, że wypłaci należne wynagrodzenie pracownikowi, a następnie obliguje go do ewentualnego zwrotu, w razie gdyby ktoś to wynagrodzenie kwestionował? - dziwi się.
Jak podkreśla, to nie pracownik powinien ponosić konsekwencje ewentualnych wątpliwości i niezorientowania w prawie pracodawcy.
Szpitale mają obawy
Przypomnijmy, że dodatek covidowy jest specjalną premią dla lekarzy, którzy podejmują się walki z pandemią, narażając się na bezpośredni kontakt z pacjentami zarażonymi koronawirusem.
Lekarze pracujący w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych, w izbach przyjęć, w zespołach ratownictwa medycznego, ale też diagności laboratoryjni mieli otrzymać dodatkowe 100 proc. wynagrodzenia wynikającego z umowy o pracę lub umowy cywilnoprawnej (maksymalna kwota dodatku nie może być wyższa niż 15 tys. zł).
Pojawiły się jednak wątpliwości, komu faktycznie się należy dodatek i czy zawsze w pełnym wymiarze. Sprawą zajęły się Izba Lekarska i związki zawodowe, a NFZ w końcu potwierdził, że pieniądze miały być wypłacane w całości, bez względu na to, ile godzin lekarz spędził przy łóżku chorego. Wielu dyrektorów wciąż bazuje jednak na własnych interpretacjach zapisów i w obawie przed koniecznością zwrotu pieniędzy bardzo uznaniowo przyznaje te dodatki.
- Źródłem tej patologii jest ewidentny strach, że coś, co minister obieca, zostanie cofnięte. To efekt braku zaufania do systemu. Trudno się jednak temu dziwić, biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia - mówi dr Plisuła.
Zdaniem szefa Porozumienia Rezydentów już samo to, że decyzje MZ wciąż są oparte nawet nie na rozporządzeniu, a na poleceniu, które jest nieznaną wcześniej formą stanowienia prawa, ma tu znaczenie.
- Przez tyle miesięcy nie dało się tego ubrać w jednoznaczne akty normatywne? Był na to czas. Decyzje są z listopada, a mamy połowę marca. Dyrektorzy więc boją się potencjalnych konsekwencji i wolą zabezpieczać swój interes kosztem pracowników. To klasyczny przykład feudalnego sytemu - mówi Plisuła.
NFZ jednak oświadczeń nie wymaga
Poprosiliśmy NFZ o odniesienie się do sytuacji z katowickiego szpitala. Zapytaliśmy się, czy były już przypadki żądania zwrotu wypłaconych pieniędzy na dodatki covidowe i czy rzeczywiście szpitale mają prawne podstawy, aby w ten sposób się zabezpieczać.
Jak usłyszeliśmy w NFZ, po raz pierwszy spotykają się z takim zapisem w oświadczeniu. Jak podkreśla w rozmowie z money.pl Sylwia Wądrzyk, rzecznik Funduszu, do tej pory nie było sytuacji, w której domagano by się zwrotu od lekarzy czy szpitali wypłaconych dodatków.
Szpitale zbierają wnioski od lekarzy wraz z potrzebnymi do wypłaty dodatku informacjami i przekazują je do NFZ. Ten analizuje złożone wnioski i przekazuje szpitalom pieniądze.
- Czas potrzebny na wypłatę dodatkowego wynagrodzenia zależy w największym stopniu od jakości danych przekazanych przez szpitale. Jeśli dokumenty te są kompletne, Fundusz wypłaca środki na konto placówki bezzwłocznie, w terminie 3 dni roboczych - mówi nam Sylwia Wądrzyk. Jak dodaje, do tej pory przekazanych zostało blisko 2,5 mld zł.
O braku przestojów zapewnia też śląski oddział NFZ, który na bieżąco wypłaca dodatkowe wynagrodzenie dla personelu medycznego tego szpitala za pracę w związku ze zwalczaniem epidemii COVID-19.
Jak przekazuje nam rzecznik śląskiego oddziału Rafał Razik, na podstawie dokumentów wystawionych przez katowicki szpital, od listopada 2020 roku placówce przekazano środki w wysokości 1 808 539,90 zł.
- Wszystkie przekazane przez szpital faktury zostały zapłacone - zaznacza Rafał Razik i podkreśla, że śląski oddział NFZ nie wymaga od lekarzy ubiegających się o dodatek covidowy składnia jakichkolwiek oświadczeń.
Szpital przeanalizuje sprawę
Skąd się wziął więc kontrowersyjny zapis? Zwróciliśmy się z pytaniami do dyrekcji szpitala im. Andrzeja Mielęckiego w Katowicach. Zapytaliśmy, czym podyktowane było wprowadzenie takich oświadczeń. Czy są powody, dla których szpital musi się w ten sposób zabezpieczać?
Od rzecznika prasowego szpitala Wojciecha Gumułki usłyszeliśmy, że pisma, które otrzymali do podpisu lekarze, zostały przygotowane przez firmę AN MED Broker z Sosnowca, która pośredniczy w zatrudnieniu medyków zatrudnionych na dyżurach. Przyznał, że pisma wpłynęły niedawno.
- Jeszcze się do tej sprawy dyrekcja szpitala się nie odniosła - wyjaśnia rzecznik szpitala.
Z tymi samymi pytaniami zwróciliśmy się również bezpośrednio do AN MED Broker, aby wyjaśnić skąd ten zapis. Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Dyrektor nie był również dostępny pod telefonem.
- Sprawa będzie z pewnością wyjaśniania - zapewnił nas Wojciech Gumułka z katowickiego szpitala.