Polska waluta w ostatnim czasie pręży muskuły, umacniając się względem euro, franka czy dolara. Szczególnie mocno widoczne jest to w przypadku tego ostatniego. O poranku kurs wymiany amerykańskiej waluty spadł po raz pierwszy od połowy marca poniżej 3,90 zł.
Czytaj więcej: Ujemne stopy procentowe. RPP się nie odważy na taki krok, choć realnie już są na minusie
To bardzo korzystna stawka z punktu widzenia osób, które potrzebują kupić dolary. W ostatnim czasie były dużo droższe. Na koniec ubiegłego tygodnia kurs przekraczał 4 zł, w szczytowym momencie w maju przebił 4,20 zł, a w marcu w reakcji na uderzenie koronawirusa sięgał 4,30 zł.
- Dominujący od dwóch miesięcy optymizm rynkowy przerodził się w ostatnich dniach w euforię - zauważa Przemysław Kwiecień, główny ekonomista Domu Maklerskiego XTB.
Wskazuje, że efektem tego jest masowy odpływ kapitału od walut, które dobrze radziły sobie w okresie największych zawirowań, czyli franka, jena i dolara. Zyskuje euro, a jeszcze bardziej złoty.
Osłabienie dolara tłumaczone jest przez niektórych zamieszkami w USA. Linia myślenia jest taka, że doprowadzi to do dalszego zwiększania wydatków budżetowych, a zatem i deficytu, który nawet bez tego może wynieść w USA w tym roku blisko 20 proc. PKB.
- Tak skokowe pogorszenie sytuacji finansów publicznych miałoby podmywać status dolara, jako waluty rezerwowej. Jednak w mojej ocenie to trochę naciągana teza. To co tłumaczy odpływ od dolara to nieskrępowana euforia na rynkach. Warto odnotować, że inwestorzy od dłuższego czasu są odporni w zasadzie na wszelkie złe informacje, a brak jakiejkolwiek reakcji na zamieszki w USA jest najlepszym potwierdzeniem tej tezy - tłumaczy Kwiecień.
Czytaj więcej: Hojne premie dla najlepiej zarabiających prezesów w Polsce. Wszystkich zdystansował Szwed
Dodaje, że pełne zaufanie, że amerykański bank centralny nie pozwoli rynkom spadać, a wręcz do listopada (wybory prezydenckie) będzie sprzyjał ich wzrostom pod dyktando Białego Domu doprowadziło do oderwania wycen od rzeczywistej sytuacji ekonomicznej.
- To oznacza, że w krótkiej perspektywie obecna hossa na złotym uzależniona jest od tego, jak długo utrzymają się tak dobre nastroje. Faktem jest, że złoty pozostaje jeszcze umiarkowanie niedowartościowany wobec głównych walut, więc potencjał jest - ocenia ekonomista XTB.
Konrad Białas z TMS Brokers dodaje, że obecnie zmiany kursów walut wyrażonych w złotówkach pozostają zbieżne z globalnym nurtem. Ma jednak wątpliwości, co do przyszłości.
- Ponieważ fundamenty złotego nie są na rynku dobrze oceniane przez niemal zerowe stopy procentowe, wysoką inflację czy spory rządu z UE, złoty może być atrakcyjną pozycją do sprzedaży, kiedy nastroje rynkowe się odwrócą - ostrzega ekspert TMS.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie