Szaleńcza polityka Zielonego Ładu i euro, "które służy tylko Niemcom, może też Holandii", to ograniczenie zdrowej konkurencji w Europie. My chcemy być w UE, ale nie w tym kształcie - mówił w Leżajsku (woj. podkarpackie) prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Zwrócił również uwagę na skutki - w jego przekonaniu - wprowadzenia euro. - Mogę to powiedzieć nie z własnego doświadczenia, bo niewiele czasu spędziłem na Zachodzie, ale znam osoby, które mieszkały tam przez dziesięciolecia - zaznaczył.
Dodał, że w Niemczech przed przejściem na wspólną europejską walutę jedno euro kosztowało dwie marki. - I po wprowadzeniu euro to, co kosztowało jedną markę, nagle zaczęło kosztować jedno euro. We Francji było jeszcze gorzej. I bardzo szybko do tego dochodziło. Przy okazji mieliśmy do czynienia z osłabieniem stopy życiowej i siły nabywczej pieniądza. Uderzono w możliwości rozwoju gospodarczego - tłumaczył wyborcom Kaczyński.
Euro w Polsce. Fakty i mity
Opinie ekspertów ws. euro są jednak zupełnie inne. Rozprawmy się z pierwszą tezą postawioną przez prezesa PiS, który stwierdził, że przyjęcie euro oznacza wzrost cen.
Marek Tatała, wiceprezes Fundacji Wolności Gospodarczej, mówił w rozmowie z money.pl, że "w żadnym kraju, który wchodził do strefy euro, nie obserwowaliśmy zjawiska gwałtownej podwyżki cen". Jak zaznaczył, pojawiające się w mediach tezy, w których próbuje się łączyć moment wprowadzenia euro ze wzrostem inflacji, często są oparte na anegdotach i cenach pojedynczych, losowo wybranych produktów. - Oficjalne, przekrojowe dane z państw, które wprowadziły euro, jasno dowodzą, że zmiana waluty na euro nie powoduje wzrostu cen - mówił.
Przypomnijmy, że pierwszych dwanaście państw przyjęło euro w 1999 r. (a w postaci gotówkowej w 2002 r.). Według danych Eurostatu, poziom cen w całej strefie euro wzrósł wtedy – w styczniu 2002 r. – o 0,5 punktu procentowego, jednak w kolejnych miesiącach inflacja uległa obniżeniu i w całym 2002 r. pozostała już na tym samym poziomie, co w roku 2001 (2,3 proc.).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podobnie rzecz miała się w krajach, które dołączyły do strefy euro później – w latach 2007-2009 i 2011-2015. "Wzrost cen, jeśli w ogóle wystąpił, miał charakter przejściowy i dotyczył od jednego do maksymalnie kilku pierwszych miesięcy po wprowadzeniu wspólnej waluty (tak było na Cyprze i Malcie oraz w Estonii). W większości krajów poziom inflacji po wprowadzeniu euro od razu zaczynał spadać lub w ogóle się nie zmieniał" - podaje Fundacja Wolności Gospodarczej.
Zaznacza jednocześnie, że wokół wzrostu cen narastały mity, zasilane przez przykłady pojedynczych produktów, których cena faktycznie wzrosła. "We Włoszech dotyczyło to zaokrąglenia ceny cappuccino, we Francji – bagietki. Przykłady te działały na wyobraźnię, ale nie miały istotnego udziału w sumie wydatków przeciętnego mieszkańca tych krajów. Psychologowie nazwali to zjawisko efektem cappuccino" - czytamy.
Niemcy zyskują na euro?
W dalszej części wypowiedzi prezes PiS wspomniał, że tylko Niemcy i Holandia zyskują na wspólnej europejskiej walucie. - Jest wiele badań pokazujących, że to nieprawda - powiedział nam Marek Tatała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak zauważa Fundacja Wolności Gospodarczej, wśród zwolenników tego mitu często podnoszona jest teza, że przeliczenie niemieckiej marki po sztucznie zaniżonym kursie (podczas przyjmowania przez Niemcy wspólnej waluty w 1998 r.) do tej pory przynosi im korzyści w postaci zwiększonych przychodów z eksportu. I odwrotnie, że kraje południa Europy weszły do strefy euro po zawyżonych kursach, co pogorszyło ich konkurencyjność i do tej pory negatywnie wpływa na ich eksport.
Jednak dane dotyczące zmiany kursu walut Włoch, Hiszpanii, Portugalii, Grecji i Francji wobec marki niemieckiej oraz marki niemieckiej wobec ECU (później, od 1998 roku – euro) w latach 1991-1998 nie potwierdzają tej tezy. Wręcz przeciwnie, w tych latach waluty krajów południa Europy uległy wyraźnemu osłabieniu (deprecjacji) względem marki niemieckiej, co oznacza, że to kraje południowe weszły do strefy euro z konkurencyjnymi kursami swoich walut - czytamy.
Fundacja dodaje, że Niemcy korzystają oczywiście na posiadaniu wspólnej waluty, ale to nie euro odpowiada za ich relatywne sukcesy w eksporcie. "Te są w większym stopniu wynikiem wysokiej konkurencyjności niemieckiego przemysłu oraz rozsądnej polityki oszczędności w gospodarce. Co więcej, jeśli spojrzymy na statystyki dotyczące udziału eksportu dóbr i usług w niemieckim PKB, okazuje się, że udział ten jest nieco niższy niż średnia w strefie euro – a więc Niemcy "korzystają" ze zlikwidowania kosztów transakcyjnych (związanych z wymianą walut w handlu) nawet mniej, niż inne państwa strefy euro" - przekonują eksperci.
Kaczyński straszy euro w Polsce
– Polska, chociaż bez konkretnej daty, zobowiązała się do wejścia do strefy euro. Oznacza to, że wszystkie kolejne rządy powinny mieć taki cel, łącznie z rządem premiera Morawieckiego – podkreślił w rozmowie z money.pl z kolei prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club.
Traktat akcesyjny, w którym Polska zobowiązała się wprowadzić euro, poparł także PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele. – Podjęliśmy słuszną decyzję dotyczącą losów Polski na dziesięciolecia – powiedział prezes w 2003 r. po głosowaniu, na którym zdecydowana większość członków jego partii postanowiła poprzeć członkostwo Polski w UE na takich m.in. warunkach, że zobowiązujemy się do przyjęcia wspólnej waluty.
Później Jarosław Kaczyński jako premier negocjował zacieśniający unijną integrację Traktat Lizboński. Prezydent Lech Kaczyński z kolei w imieniu Polski podpisał go w 2009 r., nazywając to wydarzenie "bardzo istotnym z punktu widzenia historii".