Wielokrotnie, choćby na łamach komentarzy porannych, wskazywałem na obłudę w komunikacji banków centralnych, w szczególności amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed).
Sugerowały one, że chcą wyższej inflacji, aby uzasadnić ekstremalnie ekspansywną politykę, ale jednocześnie w duszy bankierzy mieli nadzieję, że do tego wzrostu inflacji nie dojdzie (przynajmniej za ich kadencji), bo świat uzależniony od darmowego pieniądza mógłby przeżyć szok.
Taki szok zaczyna mieć miejsce. To, czy on okaże się poważny czy nie, to wciąż sprawa otwarta – jak wielokrotnie podkreślałem, kluczowa będzie wiosna, gdzie wraz z otwieraniem się gospodarek tendencje inflacyjne mogą się utrwalić.
Jednak pamiętajmy – rynek nigdy nie czeka. Uwierzył w inflacyjne "story” już teraz i zabezpiecza się na tę okoliczność. Efekt? Wzrost rentowności amerykańskich 10 latek z 0,55 proc. w sierpniu 2020 do 1,55 proc. dziś w nocy. Cały punkt procentowy.
Niby to nadal niewiele w kontekście historycznym, ale jakby nie było jest to wzrost o niemal 200 proc. Ruch ten nie ogranicza się jedynie do USA. W Australii rentowności od listopada wzrosły o 115 punktów bazowych, gdyż kraj ten korzysta na surowcowym boomie.
Wczorajsze dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku w USA, których wartość powróciła do poziomów sprzed pandemii, wpisują się w tę narrację. Jak zatem interpretować słowa szefa Fed, który w środę stwierdził, że realizacja celu inflacyjnego może zająć ponad 3 lata? Czyżby rynek przestawał wierzyć bankom centralnym?
Jak na razie największy (negatywny) wpływ wzrostu rentowności widać na rynku złota, choć rosnące rentowności zaczynają ciążyć też cenom akcji, szczególnie spółek technologicznych (spółki takie wyceniają bardziej przyszłe zyski, a tu wzrost rentowności oznacza wyższą stopę dyskonta i przez to spadek modelowej wyceny).
Zobacz też: Problem z OFE. Pół miliona kobiet straci pieniądze. Zapomniane przeliczenie emerytury zniknie
Najmniej widać to na rynku walut, po części dlatego, że rentowności rosną obecnie w zasadzie wszędzie. W USA ich wzrost jest jednak mocniejszy niż w Europie, a jednak dolar nie potrafi z tego skorzystać. Wczoraj doszło nawet do pokonania oporu 1,22 na eurodolarze i uruchomienia zleceń obronnych, w wyniku czego dolar tracił bardzo mocno, ale ostatecznie odrobił straty. Wydaje się, że w scenariuszu mocnego wpływu rentowności również na rynki akcji, wpływ na dolara będzie wyraźniejszy.
Piątkowy kalendarz będzie dość ciekawy, bo mamy sporo danych "cenowych”. Zaczęło się już ciekawie, bo ceny importu w Niemczech w styczniu wzrosły ponad dwukrotnie mocniej od oczekiwań.
Następnie mamy zestaw danych o inflacji z Francji (godz. 8.45), inflację PCE w USA (14.30, to jest styczniowa inflacja, nie należy spodziewać się tu "fajerwerków”) oraz dane o oczekiwaniach inflacyjnych w USA (16:00).