Plan amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed) na ten rok był prosty. Pomimo ożywienia gospodarczego prowadzić ekstremalnie ekspansywną politykę, windując ceny aktywów zasłaniając się niską inflacją i troską o najuboższych.
Opublikowane wczoraj dane mocno komplikują ten scenariusz. Inflacja na poziomie 4,2 proc. jest najwyższa od 2008 roku, inflacja bazowa na poziomie 3 proc. od połowy lat 90-tych.
Fed do tej pory z kamienną twarzą utrzymywał, że wzrost inflacji będzie przejściowy i wróci ona do 2 proc., a zatem nie ma potrzeby choćby sygnalizowania zmian w polityce. Oczywiście duża część wzrostu cen inflacji jest przejściowa. Rok temu ceny paliw były bardzo niskie i sam ten element dołożył w kwietniu do inflacji blisko 1,25 punktu procentowego.
Z kolei w inflacji bazowej bardzo ważną rolę odegrał wzrost cen samochodów używanych (0,54 punktu), czy w ogóle samochodów (0,7). Jest on w dużej mierze wywołany brakiem dostępności nowych samochodów ze względu na kryzys na rynku półprzewodników. Nawet jeśli kryzys ten nie zostanie szybko rozwiązany (a taka opinia dominuje), racjonalnym jest założyć, że samochody nie będą drożeć rok w rok w tempie 7,5 proc. rocznie.
Z tego tytułu inflacja spadnie. Ale nawet jeśli zabrać paliwa i samochody, inflacja nadal wynosi 2,2-2,3 proc., a w wielu innych kategoriach presja powoli się nasila. Rosną czynsze, ceny wyposażenia mieszkania, odzież miała pozytywny wpływ na inflację po raz pierwszy od połowy 2019.
Zobacz też: Gigafabryka, a zarobki? "Czasem żadne". Rozmawiamy z Polakami, którzy budują zakład Tesli
Nakładają się na siebie czynniki rosnących kosztów, braku dostępności produktów, silnego popytu z tytułu transferów i odłożonego popytu i mniejszej konkurencji w usługach po pandemii. To niebezpieczna mieszanka, która może sprawdzić, że w maju inflacja przekroczy 5 proc. W drugiej połowie spanie, ale czy w okolice 2 proc.? Jedno jest pewne, ryzyko jest oczywiste i nie jest to czas na ignorowanie tego tematu.
Reakcja rynku na dane była zauważalna, ale nie paniczna. Inwestorzy tak jakby nie dowierzali bądź liczyli, że Fed nadal będzie dane ignorować, przez co nie jest to jeszcze moment na odejście od ryzyka.
Akcje spółek technologicznych dość wyraźnie tanieją, ale np. Dow Jones cofnął się jedynie do poziomu z połowy kwietnia. Rynek czeka teraz na odpowiedź Fed i widać to na walutach, gdzie dolar umocnił się na fali wzrostu rentowności, ale ruch ten nie jest bardzo duży.
Teoretycznie dla waluty rozwiniętej wzrost inflacji jest pozytywny, bo rynek zakłada, że powinien prowadzić do wzrostu rynkowych stóp procentowych. Jeśli jednak Fed będzie szedł w zaparte, zachowanie rynku może być kompletnie odwrotne!
To nie koniec emocji na ten tydzień. Dziś poznamy dane o cenach producenta w USA (14.30), zaś jutro sprzedaż detaliczną, produkcję i oczekiwania inflacyjne. O 8.45 euro kosztuje 4,5512 złotego, dolar 3,7629 złotego, frank 4,1460 złotego zaś funt 5,2876 złotego.