Wydarzeniem tygodnia było bez wątpienia posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej, która zdecydowała się na drugą w tym roku podwyżkę stóp procentowych. Jakby tego było mało, Fed opublikował także plan redukcji swojego bilansu, a wysłany komunikat oraz prognozy gospodarcze sugerują, że to nie koniec zacieśniania polityki monetarnej w najbliższych miesiącach.
Amerykański bank centralny znajduje się jednak w dość niewdzięcznej sytuacji. Z jednej strony stara się trzymać opracowanego wcześniej planu, a z drugiej dane gospodarcze sugerują, że nie musi być to rozsądnym rozwiązaniem. Inflacja wyraźnie zwolniła, sprzedaż detaliczna spada, a szansa na odbicie gospodarcze w II kwartale maleje praktycznie z każdym kolejnym odczytem z tamtejszej gospodarki.
FED robi jednak dobrą minę do złej gry i sugeruje, że gorsze figury to efekt czynników jednorazowych i nie uzasadnia to zmiany wyznaczonej ścieżki. Zachowuje się on w ten sposób niczym kierowca, który nie zwraca uwagi na niepokojące stukanie w zawieszeniu swojego samochodu, zrzucając je na nierówną nawierzchnię. Pomaga to oczywiście dolarowi, ale dopóki dane nie potwierdzą, że podejście Rezerwy Federalnej jest tym prawidłowym, to kupowanie dolara może być dość ryzykowną strategią.
Fed to nie jedyny bank centralny, który zaskoczył rynek jastrzębim przekazem. W dniu wczorajszym decyzję ws. stóp procentowych podjął także Bank Anglii. Polityka monetarna pozostała co prawda bez zmian, ale rozkład głosów za podwyżką (5-3 przeciwko) pokazuje, że stopy procentowe w Wielkiej Brytanii mogą ulec zmianie już w najbliższych miesiącach. Pozwoliło to funtowi odrobić część powyborczych strat, co w połączeniu ze słabszym złotym wypchnęło parę GBPPLN w okolice 4,85 zł.
Pozostając w temacie złotego, gorsze chwile polskiej waluty wynikają przede wszystkim z odpływu kapitału z rynków wschodzących, co wynika oczywiście z umocnienia dolara. Nie pomogła także niższa inflacja, choć inwestorzy na rynku złotego w mniejszym stopniu zwracają uwagę dane makro.
Kontynuacja korekty na rynku USD powinna wiązać się z chwilowym osłabieniem złotego, dlatego też najbliższe dni mogą być odrobinę słabsze w wykonaniu PLN. O godzinie 8:57 za dolara płacono 3.7877 zł, za euro 4.2264 zł, a za franka 3.8876 zł.