Brak nowych informacji w temacie wojen handlowych to dobra wiadomość i aktywa ryzykowne starają się wykrzesać z siebie siłę na korektę. Obawy o eskalację są jednak wciąż obecne na drugim planie i niewiele potrzeba, by zmącić spokój. Dolar pozostaje preferowanym kierunkiem ucieczki, a dziś może dostać dodatkowego impulsu w danych o inflacji.
Rynek otrzymał trochę czasu, aby przetrawić ostatni komunikat z Białego Domu o szykowaniu nowej tury ceł importowych na dobra z Chin warte 200 mld USD. Strona chińska dalej wstrzymuje się z oficjalną odpowiedzią i to pomogło w ustabilizowaniu kursu juana, a także dało powód do odbicia giełdy w Szanghaju. Za sygnałami z Chin przychodzi ocieplenie klimatu inwestycyjnego na szerszym rynku, choć reakcja jest umiarkowana.
Z drugiej strony dla wszystkich jest wiadome, że ostatnie słowo w wonie handlowej nie zostało powiedziane i pozostajemy z ryzykiem niespodziewanych informacji do czasu, aż USA i Chiny nie zakończą pomyślnie negocjacji handlowych. Na razie jednak nawet nie siedzą przy wspólnym stole, co zapowiada, że te wakacje nie będą nudne.
USD pozostaje głównym beneficjentem napięć handlowych, o co łatwo, kiedy ma za sobą solidne zaplecze makro. Rynek pracy rozwija się dalej, konsumpcja rośnie, a we wskaźnikach wyprzedzających nie ma oznak obaw po stronie biznesu i gospodarstw domowych o skutki wojen handlowych. Nawet z Fed wychodzą konstruktywne komentarze.
Wczoraj Charles Evans, gołąb, który jeszcze w grudniu głosował przeciw podwyżce, teraz widzi miejsce na jedną lub dwie do końca tego roku. Dziś w kalendarzu dane o czerwcowej inflacji, gdzie konsensus liczy na umiarkowany wzrost o 0,2 proc. m/m, który pchnie inflację bazową do 2,3 proc. r/r. Silniejszy odczyt i odpowiedź rynku długu mogą stać się dobrym katalizatorem dla rajdu USD.
AUD, NZD, ale też SEK i NOK pozostają najbardziej wrażliwe na awersję do ryzyka i ucieczkę w stronę USD. Biorąc pod uwagę zaangażowanie Chin w konflikt i presję na ceny surowców przemysłowych, AUD ma najtrudniejszą sytuację i można oczekiwać, że z czasem pójdzie jeszcze niżej. Imponującym novum jest rajd USD/JPY, szczególnie że stoi to w sprzeczności z korelacjami z rynkiem akcji i długu.
Wydaje się, jakby jen przestał być traktowany jako „bezpieczna przystań”, a jest widziany jako waluta azjatyckiej gospodarki, gdzie dużą rolę dogrywa handel zagraniczny. Jeśli na rynku jest jeszcze ktoś, kto chciał zabezpieczać ryzyko kupując jena, może być teraz w niewygodnym położeniu (z presją na domykanie pozycji).
Bank Kanady dał nam wczoraj podwyżkę stopy overnight o 25 pb, konstruktywny komunikat, ale na konferencji prezes Poloz uderzył w gołębie tony, podkreślając obawy o wpływ napięć handlowych. Dostaliśmy wybuchową mieszankę, która przyniosła huśtawkę w notowaniach CAD i prawdopodobnie wymiotła sporo pozycji. Może zająć trochę czasu, zanim inwestorzy wyliżą rany, ale na koniec istotne jest, że BoC pozostaje w grupie tych banków centralnych, które kontynuują zacieśnianie polityki. Gdy opadnie kurz po wojnach handlowych i wrócimy do wyceny fundamentów, CAD powinien zyskiwać.
NBP ostatnio zyskał miano najnudniejszego banku centralnego na świecie i wczoraj RPP nie zrobiła nic, aby zaprzeczyć tej opinii. Prezes Glapiński dalej forsuje swoje neutralne podejście i nie spodziewa się podwyżki już nawet do końca 2020 r. Rada widzi „relatywnie wysokie tempo wzrostu” przy utrzymaniu inflacji blisko celu w przewidywalnej przyszłości. Zero wskazówek, aby polityka miała prędko ulec zmianie. Nie ma tu nic, co mogłoby wpłynąć na złotego, który pozostaje na łasce sentymentu zewnętrznego. Możemy wrócić do 4,37 za euro, zanim zapukamy do 4,30.