Jeśli ktoś liczy na droższe euro i życzy sobie słabszego dolara, to zdecydowanie nie był to jego dzień. Dosłownie minimalne odległości dzielą nas od przebicia zgoła symbolicznej linii 1,06. Rankiem byliśmy właściwie równo na tym poziomie. W ciągu dnia rozwinęło się na eurodolarze coś w stylu słabej korekty, co jednak oznaczało w najlepszym razie podchodzenie do 1,0650-55.
Po południu czy też wczesnym wieczorem znów jednak jesteśmy w pobliżu „szóstki”, a kiedy ona zostanie przebita, to już tylko czystą formalnością stanie się rajd w kierunku 1,05 i niżej, do minimów z marca. To wciąż realny i nawet bardzo prawdopodobny scenariusz. Argumenty za nim znamy aż za dobrze: wizja wyższych stóp w USA w grudniu (i wejścia, choćby nawet mozolnego, na ścieżkę zacieśniania polityki), a zarazem wizja większego luzowania w Eurolandzie, także począwszy od grudnia.
O tym, że rynek w to wierzy, świadczy m.in. fakt, że euro nie podniosło się trwale czy znacząco pomimo dobrych, porannych odczytów PMI dla przemysłu i usług Niemiec czy Strefy Euro, a po części i Francji (przemysłowy wskaźnik delikatnie pokonał prognozę). Co więcej, dolar nie traci jakoś szczególnie (a wręcz zyskuje), choć tamtejszy przemysłowy PMI rozczarował – miało być 53,9 pkt, było 52,6 pkt. Trochę mniejsza od spodziewanej była też sprzedaż domów na rynku wtórnym.
Jutro w programie m.in. niemieckie PKB za III kw. (o 8:00) oraz indeks Ifo z tegoż kraju (o 10:00). Poza tym poznamy dynamikę PKB Stanów za III kw. (o 14:30). Swoją drogą, niewykluczone, że teraz nastąpi lekka korekta na EUR/USD. Ale niekoniecznie jutro – raczej już po tym, jak rynek zbije ceny grubo poniżej 1,06.
Cztery złote, rzecz jasna – i zapewne nabywców waluty amerykańskiej to nie cieszy. Ale cóż, muszą płacić, szczególnie że na horyzoncie nie widać większych nadziei. Owszem, gdyby eurodolar czysto technicznie skorygował swe notowania, to i na USD/PLN możliwe byłoby osiągnięcie 3,94 – 3,95, jakkolwiek kursy takie (mniej więcej) dało się okazjonalnie uchwycić w minionym tygodniu – i być może to już tylko pieśń przeszłości. Generalnie rzecz biorąc, symboliczne 4,00 na USD/PLN zostało naruszone, a to nam źle wróży.
Na EUR/PLN słabość euro nie jest wcale aż tak bardzo widoczna. Ba, o ile rankiem można było chwytać ceny niższe niż 4,24 – o tyle teraz mamy 4,2470-80. Po raz kolejny życie płata figla tym, którzy pochopnie wierzyli w to, że złoty będzie teraz zyskiwał do euro i że zejdzie gdzieś w rejony 4,20. Co prawda, do końca listopada, a co dopiero roku, jest jeszcze trochę czasu, ale i tak jesteśmy sceptyczni. Wizja wyższych stóp w USA może być bardziej szkodliwa dla PLN niż słabość euro zyskowna dla naszej waluty. W tle majaczy też taka opcja, że RPP za kilka miesięcy wykona ruch w dół na polskich stopach, a to byłby ruch przeciwko sile złotego.