Komunikat FED, który wypadł bardziej „jastrzębio” – członkowie tego gremium zdają się bardziej, niż kilka miesięcy wcześniej wierzyć w odbicie inflacji, dostrzegając też lepsze perspektywy dla gospodarki, co daje pole do ugruntowywania oczekiwań związanych z trzema podwyżkami stóp w tym roku – nie dał pretekstu do mocniejszego odbicia dolara.
Powód? Rynek zdaje się czekać na rozwiązanie problemu z ustawą o podniesieniu limitu zadłużenia – inaczej 9 lutego instytucje państwowe zostaną znów zamknięte, gdyż uchwalona w zeszłym tygodniu prowizorka daje finansowanie tylko do 8 lutego. Patrząc na wskazania bukmacherów na bazie strony Predictit.org szanse na negatywny scenariusz nie są jednak nazbyt duże (30 proc.) i pozostają stabilne.
Demokraci uzależniają swoje poparcie dla ustawy w Senacie od pozytywnego załatwienia kwestii związanych z polityką imigracyjną (tzw. Dreamersów), a tymczasem z ostatniego orędzia Donalda Trumpa w Kongresie wynikało, że Biały Dom nie jest nazbyt chętny do ewentualnych ustępstw w tej materii. Mamy rok wyborczy (tzw. wybory środkowe w Kongresie), co sprawia, że Demokraci chętnie będą rozgrywać „chaos” w kampanii wyborczej. Tymczasem ustawa o podniesieniu limitu zadłużenia kraju wymaga 60 głosów w 100 osobowym Senacie, czego Republikanie nie mają (51 na 100).
W kalendarzu danych makro z USA przed nami ważne odczyty – dzisiaj o godz. 16:00 styczniowy ISM dla przemysłu (szacunki 58,8 pkt.), a jutro o godz. 14:30 wyliczenia Departamentu Pracy USA (tu kluczowa będzie dynamika płac). Po wczorajszym komunikacie FED rynek może zwracać większą uwagę na te odczyty. Wprawdzie nie zmienią one znacząco oczekiwań związanych z marcową podwyżką, gdyż te pozostają duże, ale mogą wpłynąć na długoterminowe zapatrywania (3 lub nawet 4 ruchy ze strony FED w tym roku). Tu należy szukać pretekstów do prób ewentualnego odbicia się dolara w najbliższych dniach – chociaż dane musiałyby wyraźnie zaskoczyć rynki na plus. Na koszyku BOSSA USD w ujęciu dziennym widać, że zaczynamy „ubijać dno” w okolicach 7-letniej linii trendu wzrostowego.
Wydaje się jednak, że w pierwszej fazie potencjalnego odbicia dolara, które najpóźniej może pojawić się w drugiej dekadzie lutego, kluczem będzie słabość innych walut. Coraz wyraźniejszym kandydatem do poważniejszej korekty staje się euro. Oczekiwania związane z tym, że ECB mógłby na marcowym posiedzeniu zmienić treść komunikatu przybliżając możliwe zakończenie programu QE we wrześniu mogą maleć, a dodatkowo nie uwzględnianym do tej pory czynnikiem ryzyka mogą być Włochy ze względu na wybory zaplanowane na 4 marca.
To, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się mało prawdopodobne, teraz staje się realne – według plotek lider Ruchu 5 Gwiazd podczas zamkniętego spotkania z inwestorami w Londynie miał nie wykluczyć możliwości zawiązania koalicji rządowej po wyborach. Wprawdzie w ostatnich tygodniach M5S ocieplił swój przekaz i nie domaga się już wyjścia ze strefy euro, to jednak nadal oczekuje jej poważnej reformy. Bez wchodzenia w nadmierne dywagacje – ewentualna koalicja M5S i Ligi Północnej mogłaby pogrzebać koncepcję Macrona na zacieśnienie gospodarczej współpracy pomiędzy krajami w ramach strefy euro. A tak czy inaczej, włoska kwestia może stać się w najbliższych tygodniach źródłem dodatkowej nerwowości dla inwestorów.
Na dziennym wykresie EUR/USD widać, że popyt ma jednak trudności z powrotem ponad naruszoną we wtorek linię trendu wzrostowego, a także zamknięciem dziennej świecy ponad oporem 1,2430. Nie ma jednak wyraźniejszego sygnału sprzedaży. Taki pojawiłby się w sytuacji zejścia poniżej 1,2363 (wsparcie bazujące na świecy z 25 stycznia), lub co byłoby „mocniejszym” sygnałem – złamania linii trendu wzrostowego na oscylatorze RSI 9. Na razie (paradoksalnie) większe prawdopodobieństwo wiąże się z kontynuacją zwyżek w kolejnych dniach i próbą złamania szczytu z 25 stycznia przy 1,2536.