Tak naprawdę bywały dziś kursy niższe niż 1,13 – mianowicie rankiem notowano minima rzędu 1,1285. Sugerowaliśmy jednak wtedy, że całkiem możliwe jest, iż gracze spróbują docisnąć pedał gazu, niejako korzystając z okazji, jaką było gołębie wystąpienie Yellen – i osłabią jeszcze dolara.
W istocie tak się stało. Przetestowano (w przybliżeniu) dotychczasowe szczyty marcowe, tj. wykres zbliżył się do 1,1340. Aktualnie mamy 1,1325.
Tak naprawdę ważne będzie to, co się stanie w piątek. Wtedy poznamy spory pakiet odczytów PMI z Europy oraz USA, a przede wszystkim – dane z amerykańskiego rynku pracy. Wydaje się, że "zwyczajnie" dobre dane nie wystarczą do tego, by nagle przywrócić wielką wiarę w dolara, bo przecież słowa Janet Yellen po raz drugi były wyraźnie gołębie. Z kolei słabe dane tylko potwierdzą zasadność obranego przez nią kierunku.
Zawsze zresztą można spojrzeć na działania Fed w cokolwiek sceptyczny sposób, być może delikatnie tchnący teorią spiskową, ale nie pozbawiony całkiem sensu. Otóż jedna rzecz to historie na temat zatroskania Rezerwy o gospodarkę, inflację, PKB, bezrobocie itd. - a druga sprawa to fakt, że współczesne banki centralne, dysponując niespotykanymi w dziejach możliwościami kreacji pieniądza, po prostu lubują się w realizowaniu luźnej polityki, korzystnej dla "grubych ryb" z rynku finansowego, spekulujących rozmaitymi aktywami. Dawno już sugerowaliśmy, że tak naprawdę Fed wycofuje się z ultra-luźnej polityki z daleko posuniętą niepewnością, by nie rzec – niechęcią.
W rzeczy samej, na rynku pojawiają się już głosy, że być może do podwyżki w ogóle nie dojdzie w tym roku. Na początku – w grudniu – była mowa o czterech ruchach na rok 2016. W to już nikt nie wierzy. Trzy ruchy też stały się wątpliwe, dwa ruchy jeszcze niedawno zdawały się czymś w sam raz – a jak będzie naprawdę? Nikt tego nie wie, przekaz Fed jest dość chaotyczny. Z jednej strony Rezerwa nie może generować paniki, ogłaszając, że z gospodarką amerykańską i światową jest źle (jak to źle – po tylu latach stymulacji, zawsze "spełniającej swoje zadanie"?) - z drugiej natomiast trzeba zawsze wynaleźć jakieś argumenty za tym, by dopływ pieniądza na rynek został utrzymany.
Sytuacji nie ułatwiają jastrzębie komentarze niektórych przedstawicieli Fed. Oczywiście część z nich to autentyczni jastrzębie (ba, ale tylko jedna osoba głosowała za podwyżkami w marcu – pani George), ale część być może pełni rolę osób neutralizujących przekaz Yellen – tak, aby koniec końców Fed w żadną stronę nie poszedł zbyt daleko.
Nie twierdzimy, że podwyżek w tym roku nie będzie, ale rośnie prawdopodobieństwo tego, że Rezerwa ograniczy się tylko do jednej, dwie zaś wypadałoby postrzegać jako niebagatelne zaostrzenie.
Nawiasem mówiąc, pojawił się właśnie raport ADP. Według niego w marcu w USA przybyło w sektorze prywatnym 200 tys. miejsc pracy. Pozornie dobrze, bo prognoza opiewała na 194 tys. - ale z kolei wynik za luty obniżono z 214 tys. do 205 tys.
Sprawy PLN
Nie było dziś danych makro z Polski. EUR/PLN i USD/PLN pozostają głównie pod wpływem zmian na głównej parze oraz własnych czynników technicznych. EUR/PLN balansuje przy 4,25. Wciąż jest szansa na przebicie wsparcia 4,24 – i zejścia do 4,2280 czy nawet 4,2080, ale im niżej, tym ta szansa słabsza. W każdym razie jeśli nie teraz, to w tych właśnie okolicach spodziewalibyśmy się wygaszenia dotychczasowego, ostrego trendu – i albo konsolidacji, albo nawet korekty.
Na USD/PLN notowane są poziomy rzędu 3,76, ale w chwilach największej dziś słabości dolara notowano tu nawet 3,7430. Jeśli dolar w najbliższych tygodniach nie nabierze zbyt wielkiej mocy, to realna będzie nawet wędrówka w kierunku 3,64 – 3,66. Oczywiście osłabianie dolara też ma pewne granice – choćby dlatego, że EBC "po drugiej stronie" prowadzi politykę arcy-luźną, a Fed jest mimo wszystko (te dwa słowa powinno się powiększyć i pogrubić) dość jastrzębi – co nie zmienia faktu, że Yellen robi dużo, by ta jastrzębiość coraz mniej znaczyła.