Eurodolar osuwał się dziś w ciągu dnia coraz niżej i niżej, nawet do 1,0855-60 (w tych okolicach rozpoznawaliśmy wsparcie, co się w sumie potwierdziło). Być może faktycznie było to, jak sugerowaliśmy, swoiste ustawianie się pod przemówienie Mario Draghiego po konferencji EBC. Innymi słowy, po tym, jak Draghi wlał w serca nieco otuchy – euro poszło lekko do góry, teraz pozycjonuje się przy 1,09 – 1,0910.
Ale oczywiście Draghi nie mówił nic szczególnie przełomowego – tym niemniej nie można też rzec, by czymś straszył. Pozytywnie ocenił realizację programu QE (jakże by inaczej?), stwierdził też, że według EBC Grecja pozostanie w Strefie Euro, a także – i to jest może bardziej istotne – że przywrócono warunki, na mocy których będzie można poszerzyć limit awaryjnego wsparcia dla greckich banków.
Poza tym Eurogrupa zgodziła się na to, by Grecji przyznać trzyletni program pomocy ze środków EMS, poza tym Ateny mają otrzymać 7 mld EUR pożyczki pomostowej. Decyzja Eurogrupy nie oznacza jeszcze, że wszystkie szczegóły zostały dograne. Na przykład program pomocowy ma wynieść "do" 86 mld EUR, a to jeszcze zostawia Zachodowi pewne pole manewru.
Wszystkie te wieści są oczywiście zbyt słabe i w sumie zbyt oczekiwane, by budzić jakąś euforię, tym niemniej jest możliwe, że doprowadzą one do lekkiego odbicia na eurodolarze. Impulsem mogłyby być też jakieś słabe dane z USA (zwłaszcza z tamtejszego rynku pracy), które pozwoliłyby sądzić, że jesienią Fed skorzysta z tego jako pretekstu do dalszego utrzymania niskich stóp. Na razie jednak takich danych nie ma – trudno aż tak bardzo przejmować się słabym indeksem Fed z Filadelfii (5,7 pkt wobec prognozy 12 pkt), natomiast liczba wniosków o zasiłek była mniejsza niż tydzień temu i mniejsza od prognozowanej, co z kolei sprzyja dolarowi. Najbliższe payrollsy poznamy dopiero 7 sierpnia.
Na razie więc perspektywa dla EUR/USD pozostaje spadkowa, niewykluczone, że gracze będą jeszcze chcieli dobić do minimów z maja przy 1,0820 czy nawet jeszcze niżej – do 1,08 lub 1,0720, niekoniecznie jednak prowadzić będą notowania aż do 1,05. To będzie zależeć też od tego, jak rozwinie się sytuacja w Grecji. O ile trudno już mieć nadzieję na jakąś euforię, o tyle kierunek pary może być lekko uspokojony, jeśli reformy będą wdrażane w miarę gładko. Naturalnie inaczej się to rozwinie, jeśli dojdzie do jakiejś poważnej rewolty, zmiany rządu itd.
Liczy się jeszcze giełda chińska. Tam, na Shanghai Composite, zasadniczo nadal trwa trend spadkowy, potwierdził się on po korekcie (choć co prawda najnowsza sesja była zwyżkowa, a świeca biała).
Orzeł w dwie strony
9 lipca pechowcy mogli kupować euro za niemal 4,24 zł na foreksie. Dziś, tydzień później, notowano na EUR/PLN dołki w zasadzie tylko trochę powyżej 4,1050. Trwała silna tendencja spadkowa. Czy to już jej koniec? Na razie, pod koniec dnia wykres wraca nieznacznie wyżej, do 4,1115 – ale to chyba za mało, by przesądzać powrót. Ktoś zresztą chce zarobić na osłabianiu złotego, zaczętym 21 kwietnia. To, co widzimy dziś – przewidywaliśmy w ostatnich dniach, pisząc o możności dojścia do 4,1130-40 czy 4,1070 (w sumie otarliśmy się o poziomy takie jak ta druga linia, nawet niższe). Zejście poniżej 4,10 uprawniałoby ruch nawet do 4,0820, aczkolwiek to zejście nie jest jeszcze przesądzone – wartość ta, jako okrągła, ma też pewne znaczenie psychologiczne, a poza tym naturalna byłaby techniczna korekta, która teraz – patrząc na wykres w ostatnich kilku dniach, mogłaby dotrzeć gdzieś do 4,1260.
Na USD/PLN polski orzeł zmierza natomiast na północ, złoty w sumie nie jest tu w najlepszej kondycji. Owszem, okolice 3,7850 są pewną blokadą, ale nie jest to żadna stalowa zapora. Poza tym 10 i 13 lipca potwierdził się trend zwyżkowy mierzony od połowy maja.
Jutro o 14:00 poznamy polskie dane o produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej za czerwiec, a także o sprzedaży detalicznej. Złoty generalnie jest bardziej wrażliwy na czynniki globalne, niemniej dane mocno odbiegające od prognoz mogą krótkotrwale zrobić swoje – symultanicznie osłabić lub umocnić naszego orła na obu parach.