Gdy piszemy te słowa, tj. w piątek rano, po godzinie siódmej, eurodolar pozycjonuje się przy 1,0675-80. Widać w tym więc próbę kontynuacji ogólnego procesu osłabiania dolara, którą zachwiała w środę, jak wiemy, sama Janet Yellen, szefowa Rezerwy Federalnej. Z drugiej strony, tak naprawdę nie wyszliśmy ponad maksima z wtorku i środy, kiedy to wykres ocierał się o 1,07.
Jeśli jednak uda się powrócić powyżej owej 'zero siódemki', to będzie można z dużą dozą prawdopodobieństwa oceniać cały okres od 3 stycznia jako rodzący się trend wzrostowy. W kontekście oporu można by wówczas rozważać 1,0850-70.
Janet Yellen wystąpiła publicznie także dziś w nocy (w Instytucie Stanforda). Tym razem było to długie, szczegółowe przemówienie na temat sytuacji gospodarczej i polityki ekonomicznej. W kolejnych miesiącach Yellen oczekuje dalszego wzmocnienia rynku pracy, w miarę jak gospodarka będzie rosnąć według umiarkowanej dynamiki. Jej zdaniem to pogląd podzielany przez większą część FOMC. Zgadzają się z taką oceną także wieści na temat zamówień na sprzęt i maszyny oraz na temat nastrojów w biznesie, nawet jeśli dotychczas w inwestycjach tego sektora widać było pewną słabość.
Stany Zjednoczone są poza tym, w ocenie Yellen, dużo bliżej 2-procentowej inflacji niż były rok temu. To z perspektywy Fed pozytywne, jest to bowiem cel inflacyjny, który Rezerwa ma ambicję osiągnąć. FOMC, jak wiemy, podwyższył ostatnio stopy, niemniej Yellen zaznaczyła, że generalne nastawienie jest 'akomodacyjne' i zależy od przyszłych danych. Proces podwyższania stóp będzie realizowany, jeśli dane makro będą się poprawiać. Ale znów z drugiej strony: ścieżka stóp pozostaje 'wysoce niepewna'.
Zdaje się, że wystąpienie to było znacznie bardziej niejasne niż to ze środy. Ale to nie zaskoczenie – tym razem przemowa miała nader formalny, quasi-naukowy charakter, w środę pani prezes pozwoliła sobie na odrobinę luzu – i na nastawienie bardziej jastrzębie.
W nocy napłynęły dane z Chin. Produkcja przemysłowa za grudzień miała dynamikę 6 proc., a oczekiwano 6,1 proc. (w skali rocznej). Sprzedaż detaliczna wzrosła o 10,9 proc., oczekiwano 10,7 proc. Trochę poniżej prognoz wypadły inwestycje w aglomeracjach, zaś dynamika PKB (6,8 proc. r/r) nieznacznie przebiła założony poziom 6,7 proc.
O 10:30 poznamy brytyjską sprzedaż detaliczną, zaś o 14:00 polskie wskaźniki koniunktury gospodarczej i konsumenckiej (te jednak zazwyczaj nie wstrząsają walutami, nawet złotym). O 14:30 mamy sprzedaż detaliczną w Kanadzie (i tamtejszą inflację CPI), o 18:00 zaprzysiężony zostanie Donald Trump, nowy prezydent USA. Wciąż jest on wielką niewiadomą dla rynków finansowych – na kanwie jego słów zarówno obniżano wartość dolara, jak i gwałtownie podwyższano.
Kurs złotego
Na parze USD/PLN mamy 4,0940. Nowa świeca rysuje się powoli jako spadkowa, choć to oczywiście dopiero początek zmagań, a poza tym rynek forex i tak pracuje całą dobę, tak więc to, jaki czas obejmują świece, jest zawsze trochę arbitralne.
W każdym razie prawdziwym wyzwaniem na tej parze jest wsparcie przy 4,0715-30. Dopiero jego przebicie potwierdzi nam, że otwarta jest droga do 4 zł. Owszem, zdaje się, że jest – ale ostatnie dni pokazały, iż dolar wciąż się broni.
Euro-złoty lokuje się na 4,3725. To wciąż wahania o charakterze stricte konsolidacyjnym. Mocne wsparcie to rzecz jasna 4,35. Wczoraj opublikowano dobre dane o produkcji przemysłowej i sprzedaży, ale zdaje się, że nasza waluta bardziej teraz jest uzależniona od klimatów ogólnych, np. od eurodolara.