Wtorek należał do szwajcarskiej waluty, która zyskała na tzw. szerokim rynku. Wydaje się, że od jakiegoś czasu inwestorzy starają się testować SNB, na ile ten nadal będzie skłonny dbać o „swój interes”, jakim jest dążenie do długoterminowego osłabienia franka, poprzez szereg działań jak interwencje na rynku, czy też ujemne stopy procentowe.
W kontekście ostatnich działań, jakie podejmowały w ostatnich tygodniach Bank Japonii, czy też szwedzki Riksbank, każde słowa, które mogą wpłynąć na oczekiwania związane z zaplanowanym na 17 marca posiedzeniem SNB, nabierają szczególnego znaczenia. Teoretycznie Thomas Jordan nie powiedział nic ponad to, co nie było by znane. Dzisiaj jednak jego akcenty poszły w stronę większej ostrożności w prowadzeniu niekonwencjonalnej polityki monetarnej, która jego zdaniem ma swoje ograniczenia wiążące się z długoterminową zdolnością banku centralnego do bycia efektywnym w swoich działaniach.
To odebrano jako sygnał, że SNB będzie raczej niechętny cięciom stawki LIBOR i bezpośrednio przełożyło się to dziś na wyraźne umocnienie franka. Problem jednak w tym, że SNB tak naprawdę uzależnia swoje decyzje od działań ECB – tu posiedzenie zaplanowane jest tydzień wcześniej. Jeżeli Mario Draghi przygotuje przysłowiową „tape bomb”, która negatywnie zaskoczy rynki, to Thomas Jordan nie będzie miał większego wyboru. Nie zmienia to jednak faktu, że odwrócić widoczną tendencję do aprecjacji CHF mogą tylko nieoczekiwanie dobre informacje odwracające o 180 proc. globalne nastroje (na przełomie miesiąca z Chin?).
Dzisiaj frank mocno zyskiwał w relacji funta, który był ostatnio słaby przez nawrót spekulacji nt. Brexitu. GBP/CHF nie wybił jednak nowego dna poniżej dołka z 11 lutego przy 1,3923. To każe zachować większą ostrożność w kolejnych dniach, chociaż teoretycznie naruszenie powinno mieć miejsce, a analiza techniczna zdaje się wskazywać na okolice 1,3814, jakie stanowi dołek z maja ubiegłego roku.