Plan podatkowy, wybór nowego szefa Fed, publikacja kwartalnego raportu Apple - wczoraj naprawdę dużo działo się w USA, jednak wpływ tych wydarzeń na rynki finansowe jest jak na razie niewielki, być może dlatego, że jest jednocześnie nie do końca jasny. Jasne jest natomiast to, że po ponad roku od głosowania ws. Brexitu Bank Anglii podniósł stopy procentowe. Pomimo tego ruchu, funt pozostanie tani.
Wczorajsza decyzja Banku Anglii nie była zaskoczeniem, jednak dla osób nie śledzących brytyjskiej polityki pieniężnej może być ona niezrozumiała. Czy przed Wielką Brytanią nie są trudne negocjacje ws. rozwodu z Unią? Czy niepewność dla biznesu nie będzie szkodzić gospodarce? Jak w tym kontekście umiejscowić podwyżkę stóp, skoro w będącej w znaczenie lepsze sytuacji strefie euro EBC utrzymuje ujemne stopy procentowe i właśnie przedłużył program skupu obligacji? Czy to oznacza, że brytyjska gospodarka jest w świetnej kondycji?
Bynajmniej. Co prawda nie sprawdziły się obawy, że decyzja o wyjściu z UE spowoduje paraliż niepewności, który wciągnie gospodarkę w recesję, Wyspiarze są daleko od idealnej koniunktury. Wzrost gospodarczy wynosi 1,5 proc., bez tragedii, ale weźmy pod uwagę fakt, że dzieje się to przy bardzo mocnej globalnej koniunkturze i wobec bardzo taniego funta, który powinien wspierać eksport.
Niepewność nie sparaliżowała konsumentów, i to właśnie oni są podporą wzrostu, ale już decyzje odnośnie inwestycji są podejmowane niechętnie i tu od referendum nie było w zasadzie żadnej poprawy. Dlaczego zatem Bank Anglii podnosi stopy procentowe? Powodem jest inflacja, która wynosi 3 proc. Powyżej tego poziomu prezes Banku musi tłumaczyć się rządowi, dlaczego cel inflacyjny został tak znacząco przestrzelony. Jakkolwiek to nie zabrzmi, powodem decyzji o podwyżce są kwestie formalne. Inflacja w Wielkiej Brytanii napędzana jest obecnie przez ceny importu rosnące z powodu osłabienia funta.
Powszechnie oczekuje się, że jest to zjawisko przejściowe i przy wszystkich obawach dotyczących Brexitu nie musi wymagać interwencji w postaci podwyżki stóp. Ale prezes Carney i część jego kolegów z Rady woli umyć ręce: w razie gdyby jednak wzrosły tendencje płacowe i inflacja pozostała powyżej celu przez dłuższy okres zawsze mogą powiedzieć, że zareagowali podwyżką stóp na wysoką inflację.
Rynki jednak patrzą przez pryzmat przyszłych decyzji Banku i zdając sobie sprawę z tego, że nie można mówić o całym cyklu podwyżek stóp w reakcji na komunikat przeceniły funta. O ile dane z brytyjskiej gospodarki nie poprawią się, presja na funta może utrzymać się przez dłuższy czas.
W piątek inwestorzy czekać będą przede wszystkim na październikowy raport z amerykańskiego rynku pracy. Przypomnijmy, iż we wrześniu zatrudnienie w USA spadło po raz pierwszy od 7 lat, ale był to wynik zakłóceń wywołanych przez huragany. Większość wskaźników reprezentujących amerykański rynek pracy jest bardzo mocna, dlatego inwestorzy oczekują silnego wzrostu zatrudnienia (konsensus to aż 314 tys. nowych miejsc pracy), który zrekompensuje wrześniowy spadek.
Dla reakcji rynku ważne będą też dane o płacach. Para EURUSD znajduje się w ważnym technicznie miejscu – spadki z obecnych okolic 1,1650 oznaczałyby kontynuację realizacji dużej formacji głowy i ramion z celem przynajmniej 1,14.
Na otwarciu handlu w Europie w piątek złoty minimalnie traci. O 9:10 euro kosztuje 4,2396 złotego, dolar 3,6397 złotego, frank 3,6422 złotego, zaś funt 4,7483 złotego.