Czy pro-dolarową tendencję na eurodolarze można jeszcze uratować? Czy w ogóle wciąż jest ona pro-dolarowa? W ostatnich dniach na pewno nie, ale powiedzmy, że mamy na myśli trzy i pół miesiąca.
Linia łącząca szczyty z 3 maja i 23 czerwca została przebita, wyszliśmy ponad nią i nie wracamy poniżej. To zły omen dla siły dolara. Kurs pary EUR/USD wynosi obecnie, gdy piszemy te słowa, ok. 1,1270-75. Wczoraj wykraczał chwilami powyżej 1,13.
Nie wszystkie dane makro z USA są rewelacyjne, czy choćby dobre. Fakt, że payrollsy za czerwiec i lipiec wypadły dobrze (ale po tragicznych majowych), tym niemniej np. wskazania dynamiki PKB za drugi kwartał były słabe. Mizernie wypadła w ubiegły piątek sprzedaż detaliczna za lipiec, poniżej prognozy był też indeks Uniwersytetu Michigan, to samo rzec można o indeksie NY Empire State, zaprezentowanym w poniedziałek (-4,21 pkt przy założeniu 2,5 pkt na plusie)
.
Głosy z Fed, jeśli zawierają wątki jastrzębie, to raczej w rozwodnionej postaci. W każdym razie rynkowi nie wystarczają już luźne sugestie, słyszane kolejny raz, że "jeśli wszystko będzie dobrze", to "być może już za miesiąc, a w każdym razie jakoś w tym roku" dojdzie do podwyżki stóp. W takim tonie były najnowsze sugestie Dudleya i Lockharta. Ten ostatni stwierdził w wystąpieniu dla Rotary Club w Knoxville, że jeśli tylko jego zaufanie do obecnego stanu gospodarki zostanie potwierdzone kolejnymi danymi makro, to przynajmniej jeden ruch zacieśniający politykę monetarną w tym roku – będzie właściwy ("appropriate"). Ale tego rodzaju uwagi słyszymy już od grudnia 2015 – i w dodatku na starcie miały być to cztery ruchy. Ogólnie przewidywania Lockharta co do danych makro – np. takich jak wzrost PKB, kondycja rynku nieruchomości, zatrudnienie czy konsumpcja – są umiarkowanie pozytywne, z nakreśleniem czynników ryzyka.
Jeżeli w najbliższych dniach eurodolar nie wróci jakimś cudem pod linię 3 maja – 23 czerwca, co teraz oznaczałoby zejście poniżej 1,1220, to może się okazać, że powędruje na północ. Można przecież wytyczyć linię wzrostową, łączącą dołki dzienne z 25 lipca i 5 sierpnia. Ba, można też pokusić się o połączenie 5 sierpnia z 12 sierpnia. Czy to już zarzewie nowego trendu wzrostowego? Niewykluczone – szczególnie jeśli EBC nie będzie szedł ostro w stronę luzowania monetarnego. A być może nie będzie, patrząc np. na dobre dane o PKB Eurolandu za drugi kwartał i niektóre inne dobre odczyty.
Oczywiście jeśli Fed jakimś cudem w tym roku dokona jednej czy dwóch podwyżek – lub jeśli w kolejnych tygodniach oficjele Fed zaczną przynajmniej zdecydowanie o tym mówić i to zapowiadać – to dolar zyska, z tym że wówczas byłby to już powrót z okolic takich jak np. 1,14. Nie miałoby to wiele wspólnego z kontynuowaniem trendu widocznego od 3 maja, ani z testowaniem rejonu 1,10. Tak więc wydaje się, że generalny obraz, który przez trzy i pół miesiąca podtrzymywaliśmy (i który faktycznie się sprawdzał, mimo ciężkich dlań prób) – teraz już rzeczywiście się dopala.
Dziś o 19:00 wypowie się James Bullar z Fed, poza tym o 20:00 mamy protokół z ostatniego posiedzenia FOMC. Dużo wcześniej, o 10:30, poznamy dane z rynku pracy Wielkiej Brytanii – o bezrobociu i zatrudnieniu. USD/GBP jest teraz na 0,7675 – trochę zawraca, bo notowano w tym tygodniu już szczyty na 0,7770. Funt zatem korekcyjnie odzyskał, niemniej wydaje się, że wykres doszedł do lokalnego wsparcia. Trochę podobny obraz (wstępny, nieśmiały powrót z górki) jest widoczny na EUR/GBP, mamy tam 0,8650.
Nasz złoty
EUR/PLN jest rano przy 4,2710-15, natomiast na USD/PLN mamy 3,7890. Na tej drugiej parze wsparciem i wyzwaniem dla podbijających kurs złotego może być okolica 3,7680, przetestowana wczoraj i wyznaczona już wcześniej przez minima z 17 marca, 20 kwietnia i 3 maja.
Z kolei na GBP/PLN notujemy 4,9370 – jest tu lekka korekta, która jednak nie dziwi po wielu dniach permanentnego osłabiania funta. Co do danych makro, to o 14:00 poznamy istotne publikacje z Polski, tj. przeciętne zatrudnienie i wynagrodzenie za lipiec, jak też i dynamikę tych wielkości.