Nie jest specjalnie zaskakujący fakt, że na EUR/USD można dziś było - słowa te piszemy ok. 14:15 - obserwować lekką korektę wzrostową, tzn. aprecjację euro do dolara. Nie doszukiwalibyśmy się w tym żadnych szczególnych objawów poza raczej naturalną realizacją części zysków i kwestiami czysto technicznymi.
Zresztą, jeśli spojrzymy na wykres o interwale dziennym oraz o zakresie, powiedzmy, półrocznym, to dzisiejszy ruch z okolic 1,1545 do 1,1625 jawi się jako w gruncie rzeczy minimalny i kosmetyczny. Tym niemniej w pobliżu 1,1540 – 1,1550 można mówić o wsparciu, które być może do czwartku nie zostanie naruszone, a tym bardziej wyraźnie przebite.
A co będzie w czwartek? Rynek generalnie rzecz biorąc oczekuje ogłoszenia przez Mario Draghiego realizacji programu QE. Jedną z hipotez wyjaśniających niedawnych _ postępek _ Szwajcarów jest pogląd, że SNB zakładał, że przy dopływie nowego euro na rynek musiałby go kupować jeszcze więcej, by utrzymać sztywny kurs franka. A na realizację takich zakupów być może nie miał już siły.
W każdym razie, teoretycznie jest tak, że jeśli rynek zakłada już QE, to sama decyzja jest wpisana w ceny. Z drugiej strony, można podejrzewać, że wiadomość tak czy inaczej będzie spektakularna – i mimo wszystko EUR/USD pójdzie w dół, zwłaszcza, że istotne będzie nie tylko samo ogłoszenie QE, ale i wszystko to, co powie Mario Draghi na temat bieżącej przyszłej sytuacji.
Co ze złotym?
Niewykluczone, że osoby myślące o kupnie dolarów i euro (o ile nie zrobiły tego na początku minionego tygodnia, co na pewno było lepszą okazją) za złotówki, powinny zrobić to przed czwartkowym popołudniem. Oczywiście rynek forex nigdy nie jest do końca przewidywalny, ale wydaje się, że jeśli wszystko rozegra się tak, jak opisaliśmy wyżej – to złotówka straci na wartości. A już teraz mamy 3,72 na USD/PLN i 4,3130 na EUR/PLN. Jeśli eurodolar znów pójdzie w dół (w czwartek), to PLN na pewno straci do dolara.
Prawdopodobnie także do euro, choć zdarza się, że nagłe spadki wartości euro do waluty USA powodują – raczej wyjątkowo i efemerycznie – aprecjację złotego. Ogólnie jednak złoty traci zaufanie, choćby z powodu kwestii kondycji polskiej bankowości i giełdy w razie kłopotów kredytobiorców frankowych. W tym zestawie naczyń połączonych, jakim jest rynek finansowy na świecie, złotówka to raczej słaby zawodnik (w sensie: łatwo obrywający rykoszetem w razie zawirowań), chyba że mamy do czynienia z nieproporcjonalnym rajdem spekulacyjnym – jak to miało miejsce np. w roku 2012. Teraz jednak na nic takiego nie liczymy.