Pan Graeme Wheeler jest niechętny do cięć stóp procentowych i wczoraj kolejny raz to potwierdził. Szef Banku Rezerwy Nowej Zelandii (RBNZ) we wczorajszym przemówieniu nie był na tyle gołębi, jakby sobie część rynku życzyła.
Wheeler stwierdził, że bilans ryzyk dla perspektywy gospodarczej nie uzasadnia utrzymania polityki pieniężnej bez zmian, ale też nie zmusza do silnego luzowania. Dodał, że rynkowe oczekiwania cięć o dodatkowe 35 pb odzwierciedlają ścieżkę, którą Bank uznaje za zasadną dla osiągnięcia celu inflacyjnego (1-3 proc.), a ,,oczekiwania, co polityka monetarna może osiągnąć, często są oderwane od rzeczywistości". Tym samym Wheeler wylał kubeł zimniej wody na tych, którzy liczyli na szybkie obniżki o więcej niż 25 pb i są niewielkie szanse na prędki ruch na kolejnym posiedzeniu we wrześniu (ale listopad dalej jest w grze).
RBNZ bardzo chciałby tańszego NZD i Wheeler stwierdził wczoraj, że kiwi ,,jest za wysoko". Jednocześnie jednak Bank zdaje sobie sprawę, że niewiele jest w stanie zrobić w tym temacie. Globalne siły powodują, że kapitał portfelowy napływa do Nowej Zelandii, gdzie rynkowe stopy procentowe są najwyższe w całej przestrzeni G10. Dopóki to się nie zmieni, NZD pozostanie silny i może jeszcze się umocnić, gdyż wczoraj inwestorzy otrzymali dowód, że RBNZ nie będzie porywał się na niekonwencjonalne posunięcia dla zatrzymania aprecjacji.
Na co liczy RBNZ (i nie tylko on), to powrót Fed od podwyżek stóp procentowych i reaktywacja rajdu USD. Tutaj jednak sceptycyzm rynku nie słabnie, choć w głowach inwestorów kiełkuje myśl o możliwym jastrzębim zwrocie prezes Yellen podczas piątkowego wystąpienia na sympozjum w Jackson Hole. Jest to temat tygodnia i poza nim mało co się liczy, czego przykrym skutkiem ubocznym jest nijakość handlu w dniach poprzedzających wydarzenie.
Wtorkowe odczyty PMI z Europy o USA mają niewielkie szanse na odmianę sytuacji. Dziś rano nie ma już śladu po dobrym rozpoczęciu tygodnia przez USD, który zyskiwał przy wsparciu jastrzębim wzmianek wiceprezesa Fed Fischera. Jest prawdopodobne, że aż do piątku wiele nie zmieni się w obrazie rynku.
Jeszcze bardziej ponurym scenariuszem jest, że nawet jeśli Yellen podkreśli gotowość Fed do podwyżki przed końcem roku, rynek chłodno podejdzie do deklaracji i pozostanie w dotychczasowym dryfie. Przynajmniej do czasu, aż dane makro z USA nie zaczną potwierdzać przyspieszenia ożywienia.
W obliczu bezbarwnego handlu na FX spadek cen ropy naftowej o 3 proc. rzuca się w oczy. Okres wakacyjny zdążył już przynieść odtrąbienie wejścia ropy naftowej w rynek niedźwiedzia (spadek cen o ponad 20 proc.), by 4 tygodnie później ogłosić powrót rynku byka.
Na starcie tygodnia ropa jest ponownie pod presją, gdyż wygasają czynniki stojące za ostatnimi wzrostami. Słabną nadzieje, że państwa OPEC dogadają się w temacie zamrożenia poziomów wydobycia, kiedy Irak i Nigeria przygotowują się do zwiększenia eksportu surowca.
Dodatkowo, Chiny zalewają rynek produktami naftowymi - w lipcu eksport benzyny podwoił się w ujęciu rocznym, a sprzedaż diesla potroiła się. Wieści te zatrzymały proces domykania krótkich pozycji na rynku (budowany w lipcu) i słabe fundamenty znów wychodzą na powierzchnię. Uważamy, że do końca roku ceny ropy powinny ustabilizować się bliżej 50 USD (WTI), gdyż nasilający się popyt na ropę ze strony rynków wschodzących powinien doprowadzać do zniwelowania nadpodaży surowca. Ale krótkoterminowo emocje muszą zostać ostudzone.