Najbliższe losy złotego, podobnie jak wielu innych walut, uzależnione są od wyników środowego posiedzenia amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed). To właśnie podjęte wówczas decyzje i wysłane wskazówki na przyszłość zdecydują o tym, czy polska waluta będzie się osłabiać w końcówce roku, czy może jednak będzie mocniejszy?
Po bardzo dynamicznym poprzednim tygodniu, gdy złoty najpierw mocno zyskiwał na wartości, odreagowują wcześniejszą przecenę, żeby następnie w jego końcówce ponownie zacząć tracić, początek obecnego przynosi jego umiarkowane wahania. O godzinie 09:30 kurs EUR/PLN testował poziom 4,4530 zł, GBP/PLN 5,3065 zł, USD/PLN 4,2115 zł, a CHF/PLN 4,1375 zł. W dwóch pierwszych przypadkach oznacza to niewielkie osłabienie złotego, podczas gdy w dwóch pozostałych równie niewielkie jego umocnienie.
Poniedziałek, wobec braku ważnych publikacji makroekonomicznych i innych wydarzeń mogących nadać rynkom nowej dynamiki, a także przy zakładanej korekcie czwartkowo-piątkowego silnego spadku EUR/USD, może przynieść niewielkie umocnienie polskiej waluty. Skalę wahań będzie jednak ograniczało oczekiwanie na środową decyzję Fed.
Posiedzenie Fed jest głównym wydarzeniem rozpoczynającego się tygodnia i obok zeszłotygodniowego posiedzenia ECB najważniejszym wydarzeniem grudnia na rynkach finansowych. Powszechnie się oczekuje, że stopy procentowe w USA wzrosną o 25 punktów bazowych. Będzie to pierwsza ich zmiana od grudnia 2015 roku, gdy Fed rozpoczął cykl zaostrzenia polityki monetarnej.
Taka decyzja w dużej mierze jest już zdyskontowana przez rynek walutowy. W cenach nie ma natomiast jeszcze oczekiwanych 3 podwyżek stóp w USA w 2017 roku. Stąd też wyniki posiedzenia Fed będą analizowane właśnie w kontekście przyszłorocznych zmian stóp. I to od potwierdzenia lub zanegowania powyższych oczekiwań będzie zależało, czy złoty w końcówce roku spróbuje odrobić straty? Czy wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej się osłabi?
Przyjmując, że rynkowe prognozy co do polityki monetarnej w USA w 2017 roku zostaną potwierdzone w środę przez Fed, to w dłuższym horyzoncie czasu perspektywa dalszego zaostrzenia polityki monetarnej będzie dalej wspierać dolara, podnosić rentowności długu i drenować kapitał z rynków wschodzących. Przekładają to na notowania złotego, trzeba się liczyć z tym, że przynajmniej pierwsza połowa 2017 roku upłynie pod znakiem utrzymującej się słabości polskiej waluty.
Dziś o godzinie 14:00 Główny Urząd Statystyczny opublikuje listopadowe dane o inflacji konsumenckiej (CPI) w Polsce. Wstępny szacunek tych danych (tzw. flash) mówił o wzroście do 0,0 proc.w relacji rocznej z poziomu -0,1 proc.R/R w październiku. Nie jest jednak wykluczone, że wynik będzie nieco wyższy. Będzie to mieć jednak tylko symboliczny wymiar i nie znajdzie większego przełożenia na notowania złotego. Nawet pomimo tego, że najbliższe miesiące z dużym prawdopodobieństwem przyniosą mocny wyskok inflacji, za czym przemawia niska baza z zeszłego roku, słaby złoty i obserwowany wzrost cen paliw. W dalszym ciągu jednak to oczekiwane przyspieszenie inflacji na początku 2017 roku należy traktować jako przejściowe, a szanse na jej szybki powrót do celu, gdy polska gospodarka zwalania, iluzoryczne.
Raport o inflacji nie będzie jedynym jaki w tym tygodniu napłynie z rodzimej gospodarki. Jutro inwestorzy poznają dane o inflacji bazowej (prognoza: -0,1 proc.R/R). W środę bilans płatniczy za październik (prognoza: -730 mln EUR). Tydzień zaś zamknie piątkowa publikacja danych o listopadowych wynagrodzeniach (prognoza: 3,9 proc.R/R) i zatrudnieniu (prognoza: 3,0 proc.R/R).
Jednak również te "figury" nie znajdą większego przełożenia na notowania złotego, który od początku do końca pozostanie pod głównym wpływem sygnałów płynących z Fedu i sytuacji na rynkach globalnych. Czynniki krajowe mogą nabrać znaczenia dopiero w przyszłym tygodniu, gdy zostaną opublikowane dane m.in. o produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej i bezrobociu.
Podsumowując, w poniedziałek można oczekiwać niewielkich wahań złotego. O tym na jakich poziomach ten tydzień zakończą polskie pary zdecydują już sygnały z Fed. Zakładam, że będą to sygnały jastrzębie. Stąd też podtrzymuję swoją dotychczasową prognozę, że na koniec grudnia za euro trzeba będzie zapłacić 4,45 zł, dolar podrożeje do 4,28 zł, a szwajcarski frank będzie kosztował 4,17 zł.