Brytyjska waluta najbardziej traci wobec silnego na głównych układach dolara, ale i też meksykańskiego peso (nadal widać echa spadających szans na elekcję Donalda Trumpa, ale pomaga też ropa naftowa), czy też japońskiego jena (zachowanie się tej waluty może być dla rynków ostrzeżeniem, że nowe ryzyka czają się na horyzoncie – Deutsche Bank?). Względem pozostałych straty są kosmetyczne, a wobec niektórych słabszych walut widać nawet nieznaczne odbicie (to nasz region, czyli PLN i HUF, ale i też NZD, czy SEK, o których wspominaliśmy w przedpołudniowym raporcie).
Na wykresie koszyka handlowego funta liczonego przez BOE widać próbę wyrysowania tygodniowej świecy doji, która może sygnalizować pewne przesilenie. Do twardego dna, jakim może być minimum ze stycznia 2009 r. na poziomie 73,3 pkt. zostało jeszcze nieco miejsca. Obecna wartość tego instrumentu to 74,2 pkt. Warto jednak zaznaczyć, że koszyk nie uwzględnia tzw. flash-crash z ostatniego piątku, a który mógł już ustanowić minima na parach z funtem. To co mamy obecnie, to tzw. wtórny ruch spadkowy, który równie dobrze można nazywać „ubijaniem dna”.
Skala negatywnej prasy wokół funta jest ogromna - próbuje się rozdmuchiwać falę ogromnej niepewności, która wiąże się z negocjacjami w temacie Brexitu, jakie formalnie rozpoczną się dopiero w I kwartale 2017 r. Jako winną całego zamieszania wskazuje się premier May, która miała rzekomo zapowiedzieć twarde negocjacje i wolę uwolnienia Wielkiej Brytanii spod unijnej kurateli.
Warto się jednak bliżej zastanowić, czy w tym nie ma ukrytego planu? Naszym zdaniem May może okazać się świetnym negocjatorem, dała już znać, że bezpieczeństwo finansowe będzie dla rządu priorytetem. A nie ma nic lepszego, niż najpierw oswoić społeczeństwo ze skrajnie negatywnym scenariuszem po to, aby później wskazywać, że będzie jednak lepiej. Oczywiście można wskazywać, że negatywne nastroje w gospodarce mogą ograniczać aktywność biznesu i tym samym wpłynąć na ruchy Banku Anglii, ale na razie dane makro nie sugerują takich rozwiązań.
Jedną ze słabszych walut w grupie G-10 jest ostatnio NZD, którego przecena jest napędzana rosnącymi obawami, co do cięcia stóp procentowych przez RBNZ na posiedzeniu 9 listopada. Wiele będzie zależeć tu od tego, jak wypadną kwartalne odczyty inflacji CPI, które poznamy 17 października Rynek boi się słabego odczytu, więc to będzie ważyć na nastrojach. W krótkim okresie przecena NZD mogła zajść za daleko, ale w perspektywie kolejnych tygodni, przestrzeń do ruchu w dół nadal jest. Może to skłaniać do ciekawych wniosków w kontekście GBP/NZD – może pojawić się tzw. ruch powrotny w okolice naruszonego wsparcia przy 1,77 w perspektywie najbliższych kilkunastu dni.