W ubiegłym tygodniu sporo miejsca poświęciliśmy nowym proponowanym barierom handlowym, tym razem wymierzonym w Chiny. Wiele wskazuje na to, że Donald Trump w relacjach z partnerami stosować będzie taktykę kija i marchewki. Widać było to już przy okazji ceł na import stali i aluminium, w przypadku których ostatecznie wyłączenie przyznano Kanadzie, Meksykowi, Brazylii, Korei Płd., Argentynie, Australii i całej UE. Ma ono charakter przejściowy (do 1 maja), więc ewidentnie jest straszakiem, mającym pomóc wymusić ustępstwa handlowe na korzyść USA. Podobnie ma być z cłami na chiński import o wartości 50 mld USD (lub 60, administracja chyba sama nie jest pewna bo krążą dwie różne kwoty).
Amerykański Sekretarz Skarbu wybiera się do Pekinu twierdząc, że nie USA nie chcą wojny handlowej, a jedynie chciałyby doprowadzić do zmniejszenia deficytu handlowego z Chinami o 100 mld USD rocznie i będzie on chciał negocjować zmniejszenie ceł na import samochodów z USA, zwiększenie zakupu produktów technologicznych oraz szerszy dostęp amerykańskich instytucji do chińskiego rynku finansowego. Inwestorzy biorą taką postawę za dobrą monetę i po panicznej reakcji z czwartku i piątku dziś rano widzimy próbę odreagowania.
Pozostaje jednak pytanie, czy to ostatnie takie negatywne zaskoczenie ze strony amerykańskiego prezydenta. Trump dał swojej administracji 2 miesiące na wypracowanie szczegółów nowych rozwiązań wymierzonych w Chiny, a to potencjalnie długi okres niepewności. Właśnie ta niepewność jest największym zagrożeniem, które może przedwcześnie zakończyć okres boomu w globalnej gospodarce.
Pierwsze niepokojące symptomy już są widoczne - w szczególnie wrażliwej na globalny handel europejskiej gospodarce marzec przyniósł trzecie z rzędu spadki indeksów PMI, przy czym drugie znaczące, a przecież ostatnie zagrania amerykańskiego prezydenta nie są jeszcze w tych badaniach odzwierciedlone. Jeśli kolejne miesiące przyniosą dalsze ochłodzenie o szybkie poderwanie nastrojów na rynkach może być trudno.
Bieżący tydzień na części rynków będzie skrócony ze względu na Wielki Piątek, jednak nie zabraknie w nim publikacji danych. Szczególnie w USA lista publikacji jest długa i obejmuje takie pozycje jak nastroje konsumentów (wtorek) lub inflacja PCE (czwartek). Ponieważ Fed wydaje się rozważać scenariusz czterech podwyżek stóp w tym roku, dane z USA będą mieć spore znaczenie dla notowań dolara. Na rynku złotego jest jak na razie dość spokojnie - brak istotnego osłabienia w okresie mini-paniki na indeksach w czwartek i piątek to dobry sygnał i powinien oznaczać również stabilność w tygodniu przedświątecznym. W poniedziałek o 9:10 euro kosztuje 4,2231 złotego, dolar 3,4124 złotego, frank 3,6021 złotego, zaś funt 4,8384 złotego.