Pozornie plan Trumpa jest prosty a hasła chwytliwe: prawo podatkowe w USA jest zbyt skomplikowane, a podatki za wysokie. Dlatego prezent proponuje obniżenie podatku CIT z 35 do 20 proc. i uproszczenie systemu PIT wprowadzając trzy zamiast siedmiu stawek. W praktyce jednak zmiany mają dużo bardziej złożony charakter.
W USA wysokość ostatecznego podatku dochodowego zależy od szeregu ulg i uwarunkowań i może się okazać, że osoba będąca teoretycznie w najwyższym progu podatkowym zapłaci niski podatek. System ulg i odliczeń również ma się zmienić i to tak naprawdę wypadkowa tych zmian będzie decydująca dla większości Amerykanów.
Może się okazać, że część z nich zapłaci nawet wyższe podatki, szczególnie jeśli mieszka w stanach z wyższymi podatkami lokalnymi i posiada większe nieruchomości. Tymczasem plan ma dołożyć 1,5 biliona dolarów deficytu w ciągu 10 lat. Kto zatem korzysta?
Eksperci podatkowi w USA twierdzą, że przede wszystkim korporacje i osoby najlepiej zarabiające. Donald Trump próbuje przedstawić to w inny sposób. Będą obecnie z wizytą w Korei zadzwonił do swojego doradcy w trakcie posiedzenia senackiej komisji, argumentując jej członkom, że zmiany są „koszmarne” dla najlepiej zarabiających, a on sam ustalił ze swoim doradcą, że będzie wielkim przegranym, jeśli plan wejdzie w życie.
Senatorowie jednak mają swoje priorytety. W przyszłym roku odbędą się w USA wybory uzupełniające do Kongresu i część Republikanów chce się pokazać swoim wyborcom jako osoby poważnie traktujące kondycję finansów publicznych i dbające o interesy klasy średniej. Rola Senatu w procesie legislacyjnym jest szczególnie istotna, ponieważ Republikanie posiadają tam większość jedynie 2 senatorów, potrzebują więc niemal jednomyślności. Administracja Trumpa chce, aby plan został przegłosowany przed Świętem Dziękczynienia (23 listopada), co na ten moment jest dość ambitnym planem.
Z punktu widzenia rynków finansowych plan jest istotny zarówno dla giełd, jak i dolara. Szczególnie te pierwsze już dawno zdyskontowały proponowaną obniżkę podatku CIT. Gdyby zatem Trump poniósł tu porażkę podobną do głosowania ws. finansowania ochrony zdrowia, należałoby się spodziewać rozczarowania na rynkach.
Ten tydzień jak na razie przebiega bardzo spokojnie na rynku złotego i patrząc na wydarzenia w środowym kalendarzu nie powinno to się zmienić (dziś głównym wydarzeniem jest decyzja Banku Nowej Zelandii). O 9:10 euro kosztuje 4,2346 złotego, dolar 3,6511 złotego, frank 3,6550 złotego, zaś funt 4,7991 złotego.