Problemy tureckiej gospodarki oraz przecena jej waluty trwają od wielu miesięcy, ale dopiero teraz zaczęło mieć to wpływ na szeroki rynek. Inwestorzy obawiają się konsekwencji dla sektora bankowego w Europie oraz ucieczki kapitału z innych rynków wschodzących. Traci też złoty, który względem dolara jest najsłabszy od ponad miesiąca.
Tylko w sierpniu kurs USDTRY wzrósł o przyprawiające zawrót głowy ponad 20 proc.. Na początku roku za dolara płacono mniej niż 3,80 liry, obecnie kurs wzrósł powyżej 6! Za osłabieniem tureckiej waluty stały przede wszystkim obawy o niezależność banku centralnego.
Przez kilka ostatnich lat pod presją prezydenta bank centralny prowadził zbyt luźną politykę pieniężną, zapewniając wysoki wzrost gospodarczy, ale też generując presję inflacyjną oraz deficyt na rachunku bieżącym, który uzależniał Turcję od napływu zagranicznego kapitału. Seria wydarzeń w tym roku, poczynając od kwestionowania sensu podwyżek stóp przez prezydenta, przez jego niemal pełne przejęcie władzy, po silny konflikt dyplomatyczny z USA sprawiły, że kapitał nie tylko zaczął odpływać, ale lira stała się obiektem zainteresowania kapitału spekulacyjnego, który próbuje testować, jak bardzo może się ona osłabić.
Prawdą jest, że Ankara robi wszystko, aby ułatwić zadanie spekulantom grającym przeciwko lirze. Tuż przed wyborami wydawało się, że sytuacja została opanowana - bank centralny dwukrotnie podniósł stopy procentowe, jednak po wyborach wstrzymał się z takim ruchem, powodując powrót obaw o swobodę działania. Prawdziwą bombą okazał się jednak konflikt dyplomatyczny z USA, spowodowany uwięzieniem przez Turcję amerykańskiego pastora. W konsekwencji USA nałożyły sankcje na ministrów sprawiedliwości spraw wewnętrznych Turcji, ale inwestorzy wiedzą, że stawka jest dużo wyższa i ceną może być w skrajnym przypadku nawet odcięcie Turcji od finansowania w dolarze.
Ankara toczy zatem przegraną walkę na dwóch frontach, a nieugięta postawa prezydenta Erodogana, który miał wczoraj powiedzieć swoim zwolennikom ,,oni mają dolary, my mamy ludzi i swojego Boga" nie pomaga. Wydaje się, że w obecnej sytuacji panikę powstrzymać mogą tylko gwałtowne podwyżki stóp procentowych lub uwolnienie pastora, a najlepiej jedno i drugie. To jednak wymagałoby wywieszenia białej flagi przez Erodgana i rynki wątpią, że może się wydarzyć.
Inne rynki, nawet wschodzące, dotychczas zdawały się ignorować problem. Dziś jednak Financial Times napisał, że EBC martwi się ekspozycją niektórych banków na Turcję. Gazeta wspomina o takich instytucjach jak Banko Bilbao, UniCredit czy BNP Paribas. W efekcie euro zauważalnie traci na początku europejskiej sesji. W ostatnim czasie para EURUSD konsolidowała się powyżej poziomu 1,15, ale doniesienia FT spowodowały przełamanie tej bariery i gwałtowne zejście w dół. To nie pozostaje oczywiście bez konsekwencji dla złotego, który traci przede wszystkim wobec dolara. Można też spodziewać się nerwowej sesji na europejskich rynkach akcji.
Dziś w kalendarzu teoretycznie figurą numer jeden jest inflacja w USA (14:30), ale oczywistym jest, że wobec panicznej wyprzedaży na tureckim rynku to na Trucję zwrócone będą oczy inwestorów. Szczególnie, że głos mają zabrać minister finansów oraz być może sam prezydent. O 8:20 euro kosztuje 4,2922 złotego, dolar 3,7474 złotego, frank 3,7605 złotego, zaś funt 4,7923 złotego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl