Eurodolar wielkodusznie dostosował się do naszych bazowych założeń: najpierw osunął się ku dolnym ograniczeniom konsolidacji, schodząc do 1,2185 i potwierdzając, że dolar ma jeszcze coś do powiedzenia oraz że 10-letni trend na rzecz jego wzmocnienia wciąż się broni.
Potem przyszła korekta, ale tylko do 1,2240 (mniej więcej). Poziomu tego nie udało się wczoraj wieczorem pokonać i dziś rano jesteśmy niżej - przy 1,2220. Oczywiście może być tak, że racjonalizujemy sobie własne pragnienia czy bronimy przyjętych z góry tez, ale coś trzeba wybrać. Niewykluczone zatem, że są to jakieś oznaki tego, iż trzymiesięczna konsolidacja słabnie w dolnych swych obszarach.
Dziś sesja będzie jednak trochę problematyczna, bo nie ma zbyt wiele sygnałów makro. W Australii i Nowej Zelandii jest wspólne święto narodowe, nie jest tam dziś rozgrywany handel giełdowy. W USA mamy w zasadzie tylko odczyt z godziny 13:00 (tygodniowa dynamika liczby wniosków o kredyt hipoteczny)
i publikację z 16:30 (tygodniowa zmiana zapasów paliw w ujęciu Energy Information Administration).
W Kanadzie o 22:15 wypowie się p. Poloz, szef Banku Centralnego. USD/CAD, jak wiemy, w ostatnich dniach poszedł ostro w górę - z rejonów typu 1,2550 do... obecnie już 1,2845-50. Tak więc dolar kanadyjski osłabił się kosztem amerykańskiego, głównie z powodu gołębich komentarzy p. Poloza sprzed tygodnia, ale i dlatego, że ogólnie dolar USA ma się teraz lepiej.
Nasze podwórko
O 10:00 poznamy odczyt stopy bezrobocia dla Polski za marzec, prognozuje się zejście z 6,8 proc. do 6,6 proc. Rynek żyje teraz chyba jednak innymi tematami, jeśli chodzi o pary powiązane ze złotym. USD/PLN widzimy przy 3,4445, zresztą można to uznać za lokalny opór. Moment w sam raz na korektę... ale tylko na nią. Zresztą, nie będzie ona znacząca, jeśli eurodolar pójdzie na południe. W każdym razie, jeśli nie wybije ponad 1,2240.
Na euro-złotym notujemy 4,2090, tak więc kwietniowe minima to już pieśń odległej przeszłości - odległej o sześć groszy. A przecież to nieco ponad tydzień temu... Zdaje się, że siła złotego była trochę nieproporcjonalna do fundamentów i ktoś teraz na tym dobrze zarabia. Podobne zmiany widać na funcie, gdzie w szybkim tempie z 4,74 przeskoczyliśmy na 4,81 i wyżej.