Tzw. non-farm payrolls to jedne z najważniejszych amerykańskich danych makroekonomicznych, przynajmniej w kontekście polityki monetarnej banku centralnego. Formalnie bowiem bank ów (Rezerwa Federalna) ma kierować się w swojej działalności kryteriami inflacji i zatrudnienia. Im lepsze dane, tym większa szansa na to, że Fed zacznie zmierzać w kierunku podwyżki stóp procentowych.
Nie - podwyższy, ale "zacznie zmierzać w kierunku...". Świadomie użyliśmy tego sformułowania, może nawet wypadałoby jeszcze bardziej je rozwodnić i złagodzić. To nie nasza wina, taki jest Fed - w grudniu 2015 bank po długich deliberacjach dokonał pierwszej od wielu lat podwyżki stóp, a potem okazało się, że to ciągle nie jest dobry moment na drugi ruch. Zawsze był jakiś zmyślny pretekst - krach na chińskiej giełdzie, ryzyko pro-brexitowego wyniku referendum brytyjskiego, faktyczny pro-brexitowy wynik, a do tego ewentualne słabe dane z samych Stanów. Przypomnijmy, że majowe payrollsy potwornie rozczarowały, a opublikowano je u progu czerwca. Wtedy eurodolar gwałtownie wybił w górę - z 1,1140 do 1,1360 w ciągu jednego dnia, a następnie nawet do 1,14.
Z kolei czerwcowe payrollsy zaskoczyły pozytywnie, choć dolar już wcześniej z naddatkiem nadrobił straty, bo pomogło mu referendum na Wyspach. Generalny obraz jest taki, że od 3 maja dolar z wielkimi korektami i okresami konsolidacji – ale jednak stopniowo zdaje się umacniać. Ostatnio znów sporo stracił, mieliśmy więcej niż 1,1230 – niemniej teraz kurs to 1,1135 i jeśli tylko payrollsy będą dobre, to wędrówka na południe może być kontynuowana. Nawet wtedy jednak okolica 1,0950 – 1,10 może być mocnym wsparciem, szczególnie jeśli Fed znów o podwyżkach będzie tylko mówić – i to nieśmiało.
Dane, o których mowa, poznamy o 14:30. Uwaga: jeśli rozczarują, to znów, jak po słabym odczycie PKB z ostatniego piątku, będzie trzeba się przymierzać do poważnej modyfikacji pro-dolarowego scenariusza. Po każdej takiej wpadce jest coraz mniej argumentów za takim obrazem, choć na razie wciąż jeszcze trochę on przeważa. Cóż – jeśli spojrzeć na politykę BoJ, BoE czy EBC, to Fed faktycznie jawi się jako względnie jastrzębi.
Inne dane na dziś to: zamówienia w niemieckim przemyśle (o 8:00), produkcja przemysłowa w Hiszpanii i na Węgrzech (o 9:00), produkcja przemysłowa we Włoszech (o 10:00), bilans handlu zagranicznego USA (o 14:30, jak payrollsy), dane z rynku pracy Kanady (też o 14:30), kanadyjski indeks Ivey PMI (o 16:00).
Na EUR/GBP mamy 0,8480, na USD/GBP natomiast 0,7615. Obie te pary wyraźnie wczoraj wzrosły, co znaczy, że dolar i euro umocniły się kosztem funta. Nic dziwnego – jak wiemy, Bank of England obniżył stopę z 0,50 proc. do 0,25 proc. i znacząco poszerzył program QE.
Kwestia złotego
Na GBP/PLN mamy dziś ok. 5,0585, co pokazuje, że na razie nie idziemy bardziej w dół niż wczoraj. Złoty i tak jest już bardzo mocny w relacji do funta, wszak jeszcze 25 maja mieliśmy 5,8340.
Na EUR/PLN mamy 4,2880, tu też można mówić o lekkim powrocie w relacji do dołków ze środy, choć tak naprawdę jesteśmy poniżej wczorajszych maksimów, dość efemerycznych, jak się okazało. Złoty wczoraj już tracił, ale decyzja BoE pośrednio mu pomogła. Przypomnijmy, że w razie dalszego umocnienia EUR/PLN (czego nie wykluczamy, ale raczej po korekcie lub okresie konsolidacji) mamy dołek z 4 kwietnia, tj. 4,2270.
Na USD/PLN delikatnie wykraczamy ponad 3,85. Godny uwagi jest pewien obraz techniczny: oto bowiem możemy połączyć minima z 1 kwietnia, 23 marca oraz – w przybliżeniu – z wczoraj i przedwczoraj. W takim układzie dostajemy łagodną linię wzrostową, ale jednak wzrostową. Czyli złoty się osłabia. Jeśli dziś payrollsy wypadną dobrze i umocnią dolara, to ten trend powinien się potwierdzić, co oznaczałoby, że nasza waluta zacznie stopniowo tracić.
W tym tygodniu złotemu pomogła przychylna ocena ustawy frankowej przez banki, co skłoniło graczy do inwestowania w akcje banków i ogólnie poprawiło nastroje. Ustawą rozczarowani są kredytobiorcy, a wczoraj Marek Magierowski z Kancelarii Prezydenta próbował ich uspokajać. Wyjaśniał m.in., że prezydencki projekt to dopiero początek rozwiązywania problemu, a rozłożenie ustawy na etapy to skutek zmiany sytuacji na rynkach finansowych (Brexit, kryzys banków włoskich etc.).