W Wielkiej Brytanii gra toczy się teraz o przyszłoroczny budżet. Jak na dłoni widać, że negocjacje nie toczą się w Brukseli, ale w Londynie, bo jakiekolwiek ustępstwa Theresy May mogą zakończyć jej premierostwo. Wczorajsze burzliwe posiedzenie rządu przerodziło się w otwarty konflikt, gdyż siedmiu ministrów preferujących zdecydowane wyjście z UE odrzuciło koncepcję pozostania Wielkiej Brytanii w unii celnej na nieokreślony czas, aby można było wypracować rozwiązanie co do granicy między Irlandią, a Irlandią Północną.
Jest przekonanie, że May jest gotowa na taki kompromis i wczoraj nawet chwilowo funt zyskiwał na fali takich doniesień, jednak może nie zdążyć go wdrożyć, gdyż zostanie odwołana. Batalią jest właśnie przyszłoroczny budżet. O ile kompromis z Brukselą rząd może przegłosować z opozycją, a zatem z pominięciem zwolenników twardego Brexitu w Partii Konserwatynwej, o tyle opozycja w przegłosowaniu budżetu już nie pomoże.
Głosowanie nad budżetem będzie zatem testem tego, czy rebelianci w rządzie dopuszczą scenariusz, w którym w ostatecznym głosowaniu oni umyją ręce od porozumienia, ale zostanie ono mimo wszystko przyjęte. Brytyjska polityka była w ostatnich latach tak nieobliczalna, że każdy scenariusz, włącznie z odwołaniem May, a nawet nowymi wyborami, wydaje się możliwy. Dlatego funta czeka wyboista jazda.
Komisja Europejska tak jak przypuszczaliśmy, po raz pierwszy w historii odrzuciła budżet kraju członkowskiego. Włosi mają teraz trzy tygodnie na przesłanie poprawionej wersji, jednak jeśli tego nie zrobią, KE (poza negatywną opinią) nie ma środków na wymuszenie zmian. Tymczasem premier Włoch uparcie twierdzi, że budżet jest dobry, rząd ma wysokie poparcie i nie ma potrzeby zmian. Pozostaje teraz pytanie, czy zmiany zostaną wymuszone przez rynek (poprzez dalszą przecenę włoskich obligacji). Wydaje się, że bez woli choćby kosmetycznych poprawek ze strony Rzymu, euro pozostanie pod presją, choć warto pamiętać też, że wpływ na notowania euro będzie mieć jutrzejsze posiedzenie EBC (więcej w jutrzejszym komentarzu).
Z pewnością nie pomogą dane makro – publikowane dziś rano indeksy PMI pokazały zdecydowane pogorszenie w przemyśle Niemiec i Francji (spadki odpowiednio z 53,7 do 52,3 pkt. oraz z 52,5 do 51,2 pkt.) i w niemieckich usługach (tu mowa wręcz o załamaniu, spadek wyniósł 2,3 pkt. do 53,6 pkt.), poprawie uległa jedynie sytuacja we francuskich usługach, gdzie mamy wzrost z 54,8 do 55,6 pkt.
Wtorek na rynkach akcji przyniósł głęboką przecenę, co nie służyło walutom z rynków wschodzących. Jednak wieczorem amerykańskie rynki uciekły znad przepaści mocnym zwrotem w górę, który jednak nie był podyktowany jakimś szczególnym impulsem. Publikowane wczoraj wyniki spółek na Wall Street były niezłe, ale firmy takie jak 3M czy Caterpillar ostrzegły, że kolejne kwartały mogą przynieść gorsze wyniki, m.in. za sprawą rosnących kosztów.
W Niemczech gorszymi wynikami rozczarował Deutsche Bank, pokazując najniższe przychody w trzecim kwartale od 2010 roku. Na razie zatem sezon wyników nie jest tak silnym impulsem, jakim był wiosną tego roku, gdy podniósł rynki z głębokiej korekty.
Dziś po publikacji indeksów PMI w Europie czekamy na publikację odpowiednika w USA (15:45), dane o zapasach paliw w USA (16:30), a także decyzję Banku Kanady (16:00). Ta ostatnia będzie bardzo ciekawa, gdyż oczekiwana jest podwyżka (do 1,75 proc.), a przypomnijmy, że ostatnie dane o inflacji z Kanady były potężnym rozczarowaniem. Słabe dane z Europy sprawiają, że złoty traci razem z euro w relacji do dolara. O 9:40 euro kosztuje 4,2983 złotego, dolar 3,7595 złotego, frank 3,7733 złotego, zaś funt 4,8720 złotego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl