Przez długi czas nie pomagało anawet wzmocnienie euro na rynkach światowych. Mocniejsze euro zazwyczaj wspomaga naszą walutę. Jednak w połowie dnia kierunek się zmienił, a złoty wyraźnie się wzmocnił. Dokończyła dzieła druga już (w piątek była pierwsza) interwencja banku Turcji w obronie liry (w niedzielę turecki bank podniósł stopy). To wzmocniło waluty całego regionu.
Wydaje się, że temat dymisji mister Zyty Gilowskiej jest już na rynku walutowym zdyskontowany. Należy zakładać, że korzystne dla nowego ministra opinie Credit Suisse, Merrill Lynch, UBS i innych zagranicznych ośrodków analitycznych uspokoiły sytuację. Zgadza się to z wyrażaną przeze mnie opinią, że nie ma ludzi niezastąpionych. We wtorek nadal powinniśmy podążać za kursem EUR/USD.
GPW zachowywała się nadal bardzo dobrze nie zwracając uwagi na początkowo złe zachowanie rynku walutowego i spadki węgierskiego indeksu BUX. Problemem był jednak nadal bardzo mały, wręcz śladowy obrót (o 60 procent mniejszy niż w czasie normalnych sesji). Tak mała aktywność graczy prowadzi albo do kompletnego marazmu albo wywołuje gwałtowne zmiany na rynku. Wczoraj był to marazm połączony z ewidentnym podciąganiem cen. Widać już chyba działanie funduszy przed końcem miesiąca. Zarządzający korzystają z małej podaży, żeby pokazać jak najlepsze wyniki półroczne i jak na razie nikt im w tym nie przeszkadza.
Dzisiaj rozpoczyna się posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej (komunikat jutro). Ale nie będzie to miało żadnego wpływu na rynki. Wszyscy wiemy, jaka będzie decyzja. Indeksy na WGPW powinny nadal rosnąć, bo prawdziwy, mocny opór jest dopiero przy WIG20 na poziomie 2.750 pkt. Pomagać mu powinien wzrost cen surowców Pamiętajmy jednak zawsze, że zwyżka na tak nędznym obrocie jest bardzo zwodnicza i niepewna. Może się zakończyć nagłym spadkiem z byle powodu. Gra na takim rynku przypomina targanie tygrysa za wąsy.Koniec półrocza pomaga właścicielom akcji
W poniedziałek trudno było dopatrzyć się w zachowaniu rynków dużej logiki. Wydaje się, że każdym z nich kierowały inne powody. Popatrzmy na rynek walutowy. Dzień rozpoczął się wyraźnym osłabieniem dolara, wywołanym informacją o zamierzeniach Banku Centralnego Zjednoczonych Emiratów Arabskich, który chce przekonwertować 10 proc. swoich rezerw na euro. Nie są to wielkie kwoty, ale każda taka informacja przypomina, że są kraje (Japonia, Chiny), gdzie te rezerwy są olbrzymie. One też z czasem mogą podjąć takie decyzje. Wydawało się, że kierunek zmienią dane o sprzedaż nowych domów w USA, bo okazały się być dużo lepsze od prognoz, ale kurs EUR/USD tylko przez chwilę spadł, a potem szybko ruszył na północ. Nie ma w tym ruchu żadnego uzasadnienia oprócz czystej techniki. Warto zauważyć, że prawidłowo zachował się rynek obligacji – rentowność wzrosła po dobrych danych makroekonomicznych.
Kierunku na rynku EUR/USD to jednak nie zmieniło, ale tracący dolar pomógł we wzroście cen surowców. Szczególnie mocno rosła cena miedzi.
Pretekstem były lepsze dane z rynku budowy domów. Kilkadziesiąt procent miedzi zużywane jest właśnie przy budowie domów. Rosła też cena ropy, ale na tym rynku wpływ miał nie tylko dolar, ale i pogróżki Iranu, który może użyć broni naftowej, jeśli poczuje się zagrożony. Nawiasem mówiąc dane makro całkiem jednoznaczne nie były. Rzeczywiście, sprzedaż domów wzrosła o 4,6 proc., a ilość niesprzedanych domów spadła o 0,7 proc., ale po pierwsze spadła też mediana ceny (o 4,3 proc.), a po drugie analitycy podważają jakość tych danych. Podobno sposób pomiaru jest tak niedokładny (twierdzi tak sam rząd), że wzrost o 4,6 proc. równie dobrze może się po weryfikacjach okazać spadkiem. Poza tym, jeśli jest tak dobrze, to dlaczego Lennar, duży deweloper, był kolejną spółką sektora, która obniżyła prognozy?
Rynek akcji w końcówce półrocza (zbliża się czas window dressing) szukał dobrych informacji, a dane z pozoru takimi były, więc indeksy giełdowe lekko rosły. Na rynku mówiło się o fuzjach i przejęciach. Johnson & Johnson postanowił kupić od Pfizera jego oddział zajmujący się produktami pielęgnacji zdrowia, ale decyzja nie miała jednoznacznego wpływu na rynek. Akcje Johnson & Johnson traciły, a Pfizera zyskiwały. Podobnie było z akcjami producenta miedzi Phelps Dodge, którego akcje też taniały po decyzji o przejęciu Inco i Falconbridge. Koniec sesji był pozytywny, ale wolumen niezwykle mały. Po prostu czekamy na Fed i na koniec kwartału, więc panuje niepokój, ale przebija chęć do ruchu na północ.
Dzisiejsza publikacja niemieckiego indeksu klimatu gospodarczego instytutu Ifo może stać się średniej wagi bodźcem dla rynków. Bodźcem, który przestanie działać po wejściu Amerykanów do gry. Im wyższego poziomu sięgnie indeks tym lepiej dla euro. Dobre dane powinny pomóc również akcjom, ale w nieznacznym stopniu, bo zwiększyłyby oczekiwania na podwyżki stóp. Dane wyraźnie słabsze miałyby oczywiście odwrotny wpływ.
Po południu dowiemy się, jaki w USA był w czerwcu indeks zaufania konsumentów podawany przez Conference Board. Prognozowany jest nieznaczny spadek, który byłby dla rynków całkowicie neutralny. Dane dużo lepsze pomogłyby, a dużo gorsze zaszkodziły dolarowi i akcjom. Bardzo ciekawy może być raport o sprzedaży domów na rynku wtórnym w Stanach. Istotny wpływ miałyby dane znacznie różniące się od prognoz. Najgorszy dla akcji i dolara byłby duży spadek sprzedaży połączony ze wzrostem zapasów i spadkiem ceny. Najlepszy byłby wzrost sprzedaży, spadek zapasów i wzrost ceny. Między tymi dwoma biegunami jest jednak mnóstwo innych możliwości. Generalnie jednak im większa sprzedaż tym lepiej dla dolara i (w sytuacji, kiedy rynek czeka na pozytywne impulsy) dla akcji.