W tym tygodniu w zasadzie pogłębiła się korekta na głównej parze walutowej, rozpoczęta już wcześniej.
Przypomnijmy, że minima z początku października to w zasadzie już 1,25. Można podejrzewać, że – tak z przyczyn technicznych, jak i fundamentalnych – poziom ten okazał się zbyt niski dla graczy i przyszedł czas realizacji części zysków z długotrwałego procesu umacniania się dolara kosztem euro.
W poniedziałek podchodziliśmy niemal do 1,2770, we wtorek nastroje popsuły jednak słabe dane ze Strefy Euro o produkcji przemysłowej, a także nader kiepski odczyt indeksu instytutu ZEW z Niemiec. W rezultacie finałem sesji był poziom 1,2630.
W środę pojawiły się kolejne słabe wyniki, gorsze od prognoz – ale tym razem z USA. To było pewnym zaskoczeniem (sprzedaż detaliczna i indeks NY Empire State), jako że częste było dotąd przeciwstawienie: "mocna gospodarka USA" kontra "słaba Europa". Skutkiem odczytów było znaczne osłabienie dolara i testowanie maksimów nawet na 1,2880. W czwartek okazało się jednak, że kolejne publikacje ze Stanów nie były już tak złe, a nawet lepsze od założeń (produkcja przemysłowa i indeks Fed z Filadelfii). Zabrakło więc mocy do dalszego podbijania ceny euro.
Dziś nie wykraczaliśmy już ponad 1,2835, ale z drugiej strony wsparcia są dość wysoko, np. 1,2785, 1,2745. O 14:30 znamy już odczyty na temat pozwoleń na budowę domów i liczby nowych budów (pierwszy o kilka tys. gorszy od prognozy, drugi nieco gorszy – ogólna wymowa raczej neutralna).
Co z orłem?
Na USD/PLN uformowała się konsolidacja, za wsparcie można uznać linie 3,2640, 3,2770, 3,2840, oporem jest okolica 3,3260 – 3,3290, wyżej mamy już po prostu 3,35. Złoty nie traci już tak bardzo na wartości, zyskując dzięki temu, że przestał się umacniać dolar do euro. Odwrotnie na EUR/PLN – tutaj nasza waluta straciła do europejskiej, maksima to nawet 4,2380.
Nic dziwnego, warto zauważyć, że np. rosły mocno rentowności obligacji krajów bardziej ryzykownych (jak Grecja, ale w sumie też i Polska), natomiast podbijano cenę papierów niemieckich czy amerykańskich. Padły też pewne opory na EUR/PLN. Ostatecznie jednak mamy na razie rodzaj gwałtownej górki i prawdopodobne jest, że zejdziemy nieco niżej, z tym że ciężkie byłoby zejście poniżej 4,2160, a tym bardziej 4,2045 (w perspektywie nawet dobrych kilku dni).
Pozytywem w piątek były jednak dane o produkcji przemysłowej w Polsce, która wzrosła w relacji rocznej we wrześniu o 4,2 proc., a prognozowano tylko 2,4 proc. Finalnie jednak i tak kluczowy będzie rynek eurodolara.