Im więcej takich decyzji polityków, jak wczorajsze nieoczekiwane zakazanie krótkiej sprzedaży, tym bardziej uzasadnione staje się wycofywanie kapitału ze strefy euro.
Po pierwsze, nie zmienia się reguł w trakcie gry, chociaż ostatnie działania Europejskiego Banku Centralnego pokazują, że od tej zasady można odchodzić w imię wyższego dobra (np. akceptacja obligacji śmieciowych dla ratowania Grecji). Niemiecki regulator poinformował o wykluczeniu z obrotu instrumentów umożliwiających zarabianie na spadku wartości 10 największych instytucji finansowych Niemiec oraz obligacji krajów strefy euro na kilka godzin przed wejściem w życie zakazu. Nowe przepisy obowiązują od północy 19 maja 2010 r. do 31 marca 2011 r. i mają na celu udowodnienie spekulantom, że nie można bezkarnie manipulować kursem euro.
Po drugie, nie wyciągnięto wniosków ani z upadku Lehman Brothers, ani Grecji. Znowu, tak jak kilka tygodni temu, gdy grecki premier uparcie wmawiał inwestorom, że sytuacja finansowa Grecji jest pod kontrolą, wracamy do dyskusji o tym, co było pierwsze jajko czy kura (w tym przypadku: czy problemy wywołały fundusze inwestycyjne zarabiające na błędach innych, czy rządzący politycy niechętnie reformujący finanse publiczne i władze firm przepłacających za papiery wartościowe, np. firmy ubezpieczeniowe kupujące w ciemno obligacje wyłącznie na podstawie ratingu). Dzięki wczorajszemu wykluczeniu z obrotu kontraktów CDS na wybrane instrumenty bazowe to, co Niemcy określają _ atakiem spekulantów _, staje się coraz bardziej uzasadnione fundamentami.
W końcu po trzecie, aby zakaz krótkiej sprzedaży przyniósł pożądane przez niemiecki nadzór efekty, objęte nim instrumenty musiałyby zostać wykluczone z obrotu na całym świecie. Kontrakty CDS zawierane są bezpośrednio pomiędzy podmiotami zainteresowanymi transferem ryzyka. Większość transakcji realizują centrale banków w Londynie i Nowym Jorku, więc podobne decyzje musiałyby podjąć Wielka Brytania i USA. Pierwszy efekt może jednak zadowolić niemieckich polityków, ponieważ wymuszone zamykanie krótkich pozycji spowodowało wczoraj wieczorem spadek kosztu ubezpieczenia niemieckich obligacji. W perspektywie kilku dni na pewno można oczekiwać chaosu na rynkach i być może spadku spreadu między rentownościami obligacji niemieckich i innych członków strefy euro, ale tym razem z powodu wyprzedaży niemieckich papierów.
src="http://static1.money.pl/i/intraday/2010-05-19/eurusd.png?id=12514282"/>href="http://www.money.pl/webmaster/do_pobrania/wykresy/">
Podczas sesji w Azji euro przebiło wczorajsze dołki względem dolara i spadło do poziomu 1,214 USD (najniżej od kwietnia 2006 r.). Nie mylmy tego jednak z siłą dolara, względem jena euro było w środę najsłabsze od 2001 r. Euro kosztowało rano 4,04 PLN, dolar podrożał do 3,31 PLN, a frank do 2,89 PLN.
W każdym kryzysie rządzący podejmują pewne błędne decyzje, które przynoszą opłakane skutki. Tak było w przypadku zgody na bankructwo Lehman Brothers i być może z perspektywy czasu podobnie ocenimy dzisiejszą desperacką próbę obrony strefy euro przez Niemcy.