Rentowność greckich 2-latków sięgnęła 58 procent
Dzisiejsze europejskie notowania na rynku głównej pary walutowej upłynęły pod znakiem próby odbijania od wsparcia na poziomie 1,35. Byki mozolnie wyciągały kurs z okolic wartości ostatnio notowanych w lutym tego roku. Walka z podażą nie przychodziła im jednak łatwo, bowiem coraz większa część rynku nastawia się na scenariusz uwzględniając bankructwo Grecji.
Takiego rozwiązania nie wyklucza niemiecki minister gospodarki ani sekretarz generalny Wolnej Partii Demokratycznej wchodzącej w skał koalicji rządzącej w Niemczech. To nie sprzyja wiarygodności Strefy Euro oraz jej waluty. Poza tym mówi się także o usunięciu bądź dobrowolnym wystąpieniu Grecji ze Strefy Euro, choć z prawnego punktu widzenia jest to obecnie bardzo trudne. Jednak takie dywagacje już coraz mniej dziwą obserwatorów rynku jak i inwestorów. Widać bowiem, że rząd w Atenach ma problem z realizacją obietnic złożonych w zamian za kolejne „bailouty”, a kolejne zapewnienia premiera Papandreu, czy ministra finansów Ewangelosa Wenizelosa uczestnicy rynku odbierają jako coraz mniej wiarygodne.
Pokazuje to między innymi rentowość 2 letnich greckich obligacji, która od kwietnia 2010 roku do września 2011 zwiększyła się dziesięciokrotnie do poziomu 58%. Padł także rekord, jeśli chodzi o 1 roczne obligacje, za które inwestor mógł dziś dostać 108%. Poprzez wzrost kosztu pożyczki swoje obawy uczestnicy rynku wyrazili także w stosunku do Włoch. Dzisiejsza aukcja bonów skarbowych tego kraju sprzedała się w zaplanowanej kwocie, lecz ze znacznie wyższą rentowością i mniejszym zainteresowaniem. To wszytko to zły znak i przestroga, że kryzys może się rozlać szybciej niż niektórzy sądzą i to na większej powierzchni. Pod koniec sesji europejskiej kurs pary EUR/USD oscylował wokół poziomu 1,3640.
Awersja do złotego wciąż duża
Rodzima waluta dzisiejsze notowania rozpoczęła od kontynuacji przeceny z poprzedniego tygodnia. O poranku para USD/PLN szybko dotarła do poziomu oporu na 3,17, zaś para EUR/PLN notowała wartość 4,3175. Takie zachowanie złotego wynikało przede wszystkim ze spadów głównej pary oraz pogarszających nastrojów globalnych. Sytuacja odmieniła nieco kiedy byki przejęły inicjatywę na eurodolarze. Wtedy rodzima waluta zaczęło odrabiać straty.
Początkowo ciężko było sprowadzić kursy na niższe poziomy. Udało się to dopiero w drugiej części sesji. Mimo jednak usilnych prób końcowy rezultat nie był zbyt zadowalający. W okolicy godziny 16:00 za jedno euro trzeba było zapłacić 4,32 zł, zaś za dolara 3,1620 zł. Wpływu na zachowanie złotego nie miała dziś publikacja salda rachunku bieżącego, którego deficyt wyniósł więcej niż oczekiwano.