href="http://direct.money.pl/idm/"> *Widać, że inwestorzy za nic mają sobie niepewne nastroje na rynkach światowych, a motywację ich działań można opisać krótko: RPP. *
Tak alarmistycznego tonu wypowiedzi szefa Europejskiego Banku Centralnego chyba mało, kto się spodziewał. Inwestorzy już niejako przyzwyczaili się do faktu, że banki centralne prędzej myślą o obniżkach stóp procentowych (Bank Anglii pomimo braku decyzji wczoraj, Bank Kanady, FED), niż o ich podwyższaniu.
Tymczasem wczorajsze słowa Jean-Claude Tricheta podczas konferencji prasowej towarzyszącej decyzji o monetarnym status quo (główna stopa pozostała na poziomie 4,00 proc.) w zasadzie nie pozostawiały złudzeń, że tak naprawdę to członkowie ECB chętnie zdecydowaliby się na ich podwyżkę, a przed podjęciem takiej decyzji wstrzymuje ich tylko niejasna sytuacja na rynkach światowych.
Jednak widać wyraźnie, że członkowie banku centralnego nie obawiają się zbytnio ryzyka poważniejszego spowolnienia europejskiej gospodarki, a tematem numer ,,jeden" jest i pozostanie walka z inflacją. Słowem, nie należy liczyć na to, aby ECB szybko zmienił swoją retorykę.
Szkoda, bo europejska waluta staje się najmocniejszą na świecie, co niekoniecznie będzie mieć pozytywne skutki dla jej gospodarki w długim terminie. Oliwy do ognia dolał wczoraj też Ben Bernanke, który podczas swojego wieczornego wystąpienia otwarcie przyznał, że bank centralny jest gotów do podjęcia znaczących dodatkowych działań w celu stymulacji słabnącego wzrostu gospodarczego i uzdrowienia sytuacji na rynku pożyczek hipotecznych.
Szef FED nie odniósł się do ryzyk inflacyjnych, co uczestnicy rynku odebrali jako sygnał, iż 30 stycznia b.r. dojdzie do obniżki stóp o 50 punktów bazowych. Szanse na taki scenariusz przekroczyły już 90 proc. Oczywiście czy tak się stanie jest na razie słodką tajemnicą członków FED. Jedno jest pewne, takie posunięcie będzie oznaczać, że sytuacja w gospodarce naprawdę jest dramatyczna, skoro na bok odsuwa się inflację, czy dodatkowe działania fiskalne jakie może w najbliższych miesiącach wprowadzić administracja George'a Busha.
Inwestorom na rynku EUR/USD wczorajsze informacje wystarczyły jednak do tego, aby gremialnie ruszyć do zakupów. W efekcie wcześniejsze założenia spadku na tej parze odeszły w niepamięć, a jej wzrost był imponujący (w okolice 1,4817 z 1,4638). Dzisiaj rano (godz. 11:02) kurs nieznacznie zniżkuje (1,4782), a o kształcie piątkowych notowań zadecydują przede wszystkim dane o deficycie handlowym USA za listopad, które poznamy o godz. 14:30.
Oczekuje się gorszego odczytu na poziomie 59,1 mld USD, co teoretycznie może zaowocować ustanowieniem nowego lokalnego maksimum EUR/USD powyżej 1,4817. Praktycznie jednak zwyżka może być ograniczona z kilku powodów. Pierwszy to fakt, iż mamy dzisiaj piątek i część inwestorów może chcieć zrealizować zyski.
Drugi to wspominane wczoraj publikacje danych o inflacji z USA, które poznamy już 15 i 16 stycznia (odpowiednio inflacja producencka i konsumencka). Trzeci to nadal niepewne nastroje na rynkach akcji. Wprawdzie wczoraj było widać, że Wall Street dobrze odbiera zapowiedzi działań ze strony FED i administracji prezydenta Busha, ale część inwestorów zdaje sobie sprawę, iż te działania mogą nie uchronić Stanów Zjednoczonych przed poważnym spowolnieniem wzrostu gospodarczego.
Dodatkowo nastroje zepsuły opublikowane dzisiaj rano przez New York Times informacje, iż amerykański bank inwestycyjny Merrill Lynch mógł stracić aż 15 mld USD na nietrafionych inwestycjach na rynku subprime.
Tym samym lepszy nastrój po informacjach o możliwym kupnie borykającego się z poważnymi problemami Countrywide Financial przez Bank of America, szybko prysły. Informacje o ML doprowadziły do spadków na giełdzie w Tokio, umocnienia się jena i kontynuacji zniżek na warszawskim parkiecie.
Na tym tle polska waluta zachowuje się nadzwyczaj dobrze. Widać, że inwestorzy za nic mają sobie niepewne nastroje na rynkach światowych, a motywację ich działań można opisać krótko: RPP. Bo, co do tego, że stopy procentowe w Polsce będą rosły nikt nie ma wątpliwości.
Już w końcu miesiąca wzrosną do poziomu 5,25 proc. Tymczasem oliwy do ognia dolała dzisiaj rano Halina Wasilewska-Trenkner po raz kolejny stwierdzając, iż nie ma pewności, iż 6,00 proc. okaże się wystarczające, aby okiełznać inflację. Nie oznacza to jednak, aby RPP miała działać w najbliższym czasie dość agresywnie (pozostali członkowie są dosyć podzieleni w kwestii tempa podwyżek).
Nie można wykluczyć, że pewnym konsensusem będzie skumulowanie kolejnych działań ich czasie. To jednak okaże się po styczniowym posiedzeniu i publikacji kolejnej projekcji inflacyjnej NBP. Tak czy inaczej dzisiaj rano (godz. 11:02) złoty był stosunkowo mocny. Za jedno euro płacono 3,5820 zł, za dolara 2,4240 zł.
Wsparciem okazały się też wczorajsze informacje z USA, które zwiększyły oczekiwania, co do większych cięć stop procentowych przez FED. Nie wydaje się jednak, aby dzisiaj zloty zyskał wiele. Część inwestorów może chcieć zaczekać do publikacji zaplanowanych na 15 stycznia oficjalnych danych o grudniowej inflacji.