Mamy Plan Paulsona, mamy brytyjski plan pomocy dla sektora bankowego, mamy wreszcie niższe stopy i to od razu we wszystkich kluczowych gospodarkach za wyjątkiem Japonii.
Oczywiście interwencjonizm państwowy dał już o sobie znać w momencie gdy Fed obniżał stopy na początku roku, a później pomagał w przejęciu Bear Stearns. Jednak ostatnie ruchy przedstawicieli rządu i banków centralnych wyglądają jak desperackie próby uspokojenia rozhisteryzowanego dziecka, które wcześniej przez dłuższy czas uspakajano. Rodzice chcą zmienić zasady wychowania (czytaj: znacząco zaostrzyć regulacje), jednak do tego potrzebny jest im spokój. A tu wszystkie błyskotki dają co najwyżej chwilową ulgę.
Wracając na poważnie do akcji przeprowadzonej dziś przez banki centralne, można zastanawiać się, komu naprawdę była ona potrzebna. Jak wiadomo, takiego scenariusza domagał się rynek. Pierwsza reakcja, zwłaszcza na rynku akcji (i po części na rynku walutowym), rzeczywiście była pozytywna. Jednak, co najważniejsze, nie ma pozytywnej reakcji na rynku stopy procentowej. Spadły jedynie rentowności amerykańskich obligacji a nie stopy na rynkach międzybankowych.
Nie powinno to dziwić, mając na uwadze, jak bardzo notowania na rynku międzybankowym oderwane są obecnie od oficjalnych stóp. W normalnej sytuacji, spadek stóp oficjalnych, poprzez kanał oczekiwań przełożyłby się na niższe stopy, po których banki pożyczają sobie pieniądze. Jednak obecnie normalnej sytuacji nie ma. Podsumowując, obniżka stóp miała za główny cel wywarcie pozytywnego efektu psychologicznego i nie bardzo udało się to osiągnąć. Wracając do wcześniejszej analogii - kolejna błyskotka użyta, koszty poniesione, a dziecko nadal się wścieka.