Opowieści o PKB napłyną dziś z dwóch miejsc: z Francji i USA. We Francji odczyt pojawi się o 8:45, w Stanach o 14:30. W obu przypadkach będą to rewizje wyników wstępnych. W USA prognozuje się na tej podstawie annualizowany wynik 4 proc.
Eurodolar wzbił się wczoraj ponad poziom 1,1730, co można uznać za testowanie rejonu lokalnego oporu. Zresztą, później wartość dolara nieco spadła i teraz mamy mniej niż 1,1680 na wykresie. Mówi się, że wzrost wartości euro był przejawem dobrego sentymentu po informacjach z USA o porozumieniu z Meksykiem.
Naturalnie ktoś mógłby sugerować, że sukces USA winien wesprzeć dolara, ale uznano chyba raczej, że wypada kierować się ku bardziej ryzykownym aktywów. Giełdy rosły, a to często wiąże się również i ze zwyżką eurodolara. Z drugiej strony, niepewna jest kwestia Kanady, która w teorii przynajmniej życzy sobie nowej fazy paktu NAFTA, a nie umowy bilateralnej.
Wczoraj mieliśmy dobre dane z USA, tzn. wskaźniki Conference Board i Richmond Fed – ale rynek był, jak się wydaje, zbyt zajęty klimatem podbijania indeksów giełdowych i kursu głównej pary, by potraktować to jakoś wymownie pro-dolarowo. Tym niemniej trzeba oddać sprawiedliwość: formalnie po 16:00 notowania poszły nieco w dół.
Co ze złotym?
USD/PLN klaruje się na 3,6560. Wczorajsze minima wypadły poniżej 3,64 – tak więc złoty trochę stracił. Na parze nie dzieje się w pewnym sensie nic szczególnego: po prostu mamy do czynienia z odbijaniem ruchów pary głównej. Z kolei na EUR/PLN widzimy 4,27, tak więc walka o poziom wsparcia nadal się toczy.
Trzeci temat to funk brytyjski. Tu złoty też odrobinę oddaje, niemniej generalnie ma się nieźle, notujemy nieco ponad 4,70. Prawdopodobnie funtowi zaszkodziła reakcja rynku na dość niefrasobliwe słowa premier May, która niejako zbagatelizowała zagrożenia płynące z Brexitu w wersji bez specjalnej umowy handlowej z UE.