Sytuacja ta spowodowała bowiem, że inwestorzy uważnie spojrzeli na kwestię zadłużenia kraju z Półwyspu Apenińskiego i doszli do wniosku, że dług na poziomie 120 proc. PKB i opór przy wprowadzaniu reform stwarzają duże prawdopodobieństwo popadnięcia tego kraju w kryzys.
To w połączeniu z niepewnością co do wyniku spotkania ministrów finansów krajów Strefy Euro odnośnie nowego planu pomocowego dla Grecji wywołało panikę na rynku. W poniedziałek giełdy przybrały kolor mocnej czerwieni, potaniały surowce, a wspólna waluta silnie straciła na wartości. Kurs pary EUR/USD od poziomu otwarcia w okolicy 1,4250 w ciągu całego dnia obniżył się do wartości 1,40. Ten poziom wsparcia zatrzymał na chwilę atakujące niedźwiedzie, jednak w nocy z poniedziałku na wtorek został on złamany i na początku kolejnej sesji europejskiej para notowała poziom 1,3840.
Nawarstwienie kłopotów
Do zwiększenia przeceny wspólnej waluty we wtorek rano przyczyniło się kilka negatywnych informacji. Był to między innymi brak konkretnych ustaleń po spotkaniu szefów resortów finansów krajów Strefy Euro, spekulacje o oblaniu stress testów przez 6 hiszpańskich banków, gorsze prognozy Banku Portugalii, a także wypowiedź szefowej MFW, która stwierdziła, że fundusz nie jest gotowy by rozmawiać o warunkach nowej pomocy dla Grecji.
Spośród tych wszystkich największy wpływ na rynek wywarły dwa czynniki: pierwszy i ostatni. Razem wywołały spore zniecierpliwienie wśród inwestorów szczególnie opieszałością w działaniu europejskich oficjeli, a także podniosły obawy, że pomoc dla Grecji może być omówiona dopiero we wrześniu, co pozostawiałoby wiele istotnych niewiadomych bez odpowiedzi na dłuższy czas.
To pociągnęło kurs eurodolara na poziom najniższy od połowy marca. Mimo jednak początkowo kiepskich nastrojów strona popytowa powoli zaczęła odzyskiwać miejsce na rynku. Sprzyjały jej bowiem udane aukcje włoskich i greckich bonów skarbowych, a także spekulacje o zorganizowaniu na 15 lipca dodatkowego spotkania przywódców UE ws. kryzysu zadłużeniowego. To pozwoliło, aby kurs pary EUR/USD powrócił pod poziom 1,40, a wypowiedź premiera Włoch o jedności w obronie kraju przed zapaścią finansową pozwoliła osiągnąć wartości 1,4050.
Kolejny rating do śmieci
Mimo obniżenia ratingu Irlandii początek środowych notowań przebiegał na korzyść wspólnej waluty, która zyskiwała na wartości względem dolara. Takie zachowanie było podyktowane tym, że inwestorzy już przy obniżce oceny kredytowej Portugalii zdążyli zdyskontować taki scenariusz. Poza tym pozytywne nastroje podtrzymywały dobre dane z chińskiej i japońskiej gospodarki. Dzięki temu kurs pary EUR/USD dotarł do poziomu 1,41.
Bykom zabrakło jednak impulsów do dalszej wspinaczki, co skończyło się wyprzedażą wspólnej waluty. Wzrosty powróciły dopiero po informacji o rzekomym przejściu 7 z 8 greckich banków przez stress testy. Zmniejszyło to nieco obawy o piątkowe oficjalne wyniki i umocniło euro. Dalsze wzrosty nastąpiły w czasie wystąpienia szefa FED przed Komisją ds. Usług Finansowych Izby Reprezentantów, podczas którego Ben Bernanke zasugerował możliwość dalszego poluzowania polityki monetarnej, jeśli odbicie gospodarcze w USA nadal nie będzie spełniać oczekiwań i pojawi się ryzyko deflacji.
Takie stanowisko osłabiło dolara i wywindowało kurs pary EUR/USD do poziomu 1,4270. Nie utrzymał się on tam jednak zbyt długo i na początku czwartkowej sesji europejskiej powrócił do wartości 1,42. Poziom ten bronił się przed przełamaniem aż do publikacji wyników aukcji włoskich obligacji. Rynek oczekiwał dobrych rezultatów, co miało potwierdzić stabilność finansowania tego kraju. Końcowy efekt nie był jednak zadowalający. Udało się sprzedać papiery dłużne w zaplanowanej kwocie, jednak znacznie wzrosła ich rentowność, a zainteresowanie nie było zbyt duże.
To popsuło klimat inwestycyjny i kurs eurodolara spadł do poziomu 1,4150. Z tego dołka podnieść się wspólnej walucie pomogły dopiero niezłe dane z amerykańskiej gospodarki. Jednak kolejne wystąpienie szefa FED przed Kongresem i odsunięcie w czasie możliwości poluzowania polityki monetarnej, nieco wbrew środowym sugestiom wywołało silną wyprzedaż euro i kurs znów spadł do wartości 1,4150. W między czasie umocnienie dolara zatrzymała informacja o wpisaniu ratingu USA na listę obserwacyjną przez S&P. To jednak przełożyło się później na większą awersję do ryzyka i pogłębiło wyprzedaż mniej pewnych aktywów.
Duża zmienność
Piątek przyniósł kontynuację spadków eurodolara, a niedźwiedzie zostały zatrzymane dopiero przez poziom 1,41. Nieudana próba sforsowania go przyniosła korektę i kurs eurodolara powrócił na wyższe poziomy, gdzie oczekiwał na pakiet danych z amerykańskiej gospodarki.
Pierwsza część publikacji okazała się gorsza od oczekiwań. Indeks NY Empire State wyniósł -3,76 pkt, czyli znacznie poniżej oczekiwań. Inflacja wyszła zgodnie z oczekiwaniami i ustabilizowała się na wysokim poziomie 3,6 proc. w skali roku. Wzrosła za to inflacja bazowa, co stanowi niezbyt dobry sygnał i ogranicza szanse kolejnego poluzowania.
To umocniło dolara i kurs głównej pary spadł do poziomu 1,4120. Zatrzymanie aprecjacji amerykańskiej waluty nastąpiło po publikacji nieco gorszej od prognoz dynamiki produkcji przemysłowej, która wyniosła 0,2 proc. w ujęciu miesięcznym. Jest to bowiem sygnał, że ten sektor gospodarki nadal nie jest w dobrej kondycji, co zwiększa szanse na interwencję FED. Również ocean przyszłych warunków ekonomicznych przez konsumentów w badaniu uniwersytetu Michigan wypadła słabiej niż oczekiwano. To nieco przechyla szale na stronę zwolenników dalszego pompowania pieniędzy w gospodarkę.
Więcej obaw, większe straty
Zbierające się na Włochami ciemne chmury w związku ze spekulacjami o możliwości popadnięcia tego kraju w kryzys zadłużeniowy spowodowały silną przecenę rodzimej waluty. Obie pary złotowe znacznie wzrastały podczas poniedziałkowych notowań na skutek paniki jaka zapanowała wśród inwestorów, którzy obawiali się o rozprzestrzenianie się kryzysu po całej Europie i przyszłość Strefy Euro.
To spowodowało, że para USD/PLN do początku wtorkowego handlu zanotowała wzrost z poziomu 2,76 do wartości 2,8450, czyli o ponad 8 groszy. W tym samym czasie druga para również znacznie urosła aż do psychologicznego poziomu 4,00. Wyprzedaży złotego nie były w stanie zatrzymać żadne poziomy oporu, a puste kalendarium sprzyjało sprzedającym. Sytuacja ta nie zmieniła się także we wtorek rano.
Kolejna dawka kiepskich informacji m.in. o braku gotowości MFW do ustalania warunków kolejnego pakietu pomocowego dla Grecji znów osłabiła rodzimą walutę. Tym razem cena dolara podskoczyła do poziomu 2,93 zł, zaś euro do 4,0550 zł. Sytuacja zaczęła się normalizować wraz ze spadkiem emocji. Wtedy też rodzimy pieniądz odrobił część poniesionych strat.
Szef FED wspomagał złotego
Dalsze odrabianie strat nastąpiło podczas środowych notowań. Początkowe niepewne ruchy w miarę upływu czasu utrwalały się i sprowadzały kursy obu par złotych na coraz niższe poziomy. Pomocny w tym był spadek globalnych napięć, który znów zachęcił inwestorów do kupowania ryzykowniejszych aktywów. Na zwiększenie tempa umocnień pozwoliły natomiast słowa Bena Bernanke i dzięki temu kurs pary EUR/PLN powrócił do wartości 4,02 zaś, pary USD/PLN do poziomu 2,82.
Dużego wpływu na notowania par złotych nie miał za to silny spadek inflacji konsumenckiej w Polsce, który obniżył się o 0,8 proc. do wartości 4,2 proc. w skali roku. Kolejny dzień przyniósł odreagowanie wcześniejszych spadków. Utrzymująca się wysoka niepewność, a także niezadowalający wynik aukcji włoskich obligacji przeceniły rodzimy pieniądz. Dopiero lepsze dane zza oceanu przywróciły poziomy ze środowego zamknięcia sesji europejskiej. Ten stan trwał jednak do momentu drugiego wystąpienia szefa FED, tym razem przed Komisją Bankową Senatu USA.
Słowa Bena Bernanke wywołały nie tylko silne spadki na głównej parze, ale również osłabienie złotego, który tracił na wartości także w czasie piątkowego przedpołudnia. Poprzez to dolar - złoty dotarł pod poziom oporu na 2,86, zaś euro – złoty testował wartość 4,0450.
Po publikacji gorszych danych z USA, gdzie indeks NY Empire State wyszedł zacznie poniżej oczekiwań rodzimy pieniądz umocnił się względem wspólnej waluty. Reakcja wobec dolara był zdecydowanie mniejsza. Reszta danych nie maiła zbyt dużego wpływu i pod koniec piątkowej sesji europejskiej dolar kosztował 2,85 zł, zaś euro 4,0260 zł.