Wbrew pozorom poziom 1,12 na EUR/USD, a wokół niego oscylują w piątek rano notowania, nie jest aż tak wysoki, jak mogłoby się wydawać.
Oto bowiem wczoraj, gdy u nas był dzień wolny, kurs dochodził nawet do 1,1380, co pokazuje skalę optymizmu, jaki strona popytowa narzuciła rynkowi.
Optymizm ten był jednak, jak podejrzewamy, w jakimś stopniu spekulacją, opartą na przeświadczeniu, że Grecja na pewno "jakoś sobie poradzi", bo dotąd zawsze sobie radziła – dzięki ustępstwom wierzycieli, dzięki własnym "zaskórniakom", dzięki kolejnym "ostatecznym terminom".
Sprawy nadal jednak nie są do końca jasne. Po pierwsze, rząd Tsiprasa odrzucił propozycje reform zaprezentowane przez wierzycieli zachodnich, a w każdym razie taki punkty jak podwyżka VAT na elektryczność czy obniżka emerytur. To akcent negatywny. Po drugie – i to akurat akcent nieco bardziej optymistyczny – szef KE Jean Claude Juncker ogłosił, że w nocy ze środy na czwartek nastąpił pewien postęp w negocjacjach, jakkolwiek niedostateczny. Podkreślił on jednak, że nie rozważa się wyjścia Grecji ze Strefy Euro.
A co z MFW i pożyczkami? To trzeci wątek. Otóż okazuje się, że Grecy chcą dokonać manewru spłaty swoich czerwcowych zobowiązań w jednej, dużej transzy na koniec czerwca, co jednak prawdopodobnie może dotyczyć tylko kapitału, a nie odsetek. W każdym razie MFW zgadza się na takie rozwiązanie. Najwidoczniej Grecy liczą na to, że przed końcem miesiąca otrzymają fundusze z Zachodu.
Część spekulacyjnego optymizmu już się wypaliła na głównej parze, pytanie – co będzie dziś w ciągu dnia? O 8:00 mamy odczyt o zamówieniach w przemyśle Niemiec, o 11:00 dynamikę PKB Strefy Euro, zaś o 14:30 bodaj najważniejsze publikacje makro – czyli dane z rynku pracy USA (payrollsy). Gdyby były one lepsze od prognoz, to mogłoby to stać się pretekstem do pociągnięcia eurodolara w dół, być może w okolice 1,1140.
Co ze złotym?
Na USD/PLN w ostatnich dniach dość intensywnie testowano okolice 3,69, a w rzeczywistości także i niższe, przy 3,68 – tym niemniej strefa ta, jako wsparcie, nadal się broni. Oto bowiem korekta na głównej parze przyniosła powrót w okolice 3,7150. Owszem, jeśli patrzeć na okres od 26 maja, to złoty jest nadal relatywnie mocny, ale sytuacja jest mocno chwiejna, zależna od ryzyka na linii Ateny - Zachód.
Komunikat RPP był raczej stonowany - pisano o tym, że ożywienie wzrostu gospodarczego w Eurolandzie jest na niskim poziomie, zaśw Rosji i na Ukrainie perspektywy pozostają niekorzystne. W kwestii USA nasi monetarni włodarze zawierzyli zapowiedziom tamtejszych czynników oficjalnych, że przyszłe kwartały, po słabym pierwszym, mają być czasem kontynuacji wzrostu PKB. Co się tyczy Polski, to obniżkę (kwietniową) dynamiki produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej – uznano za prawdopodobnie przejściową. Presji popytowej w polskiej gospodarce nie ma, a dynamika roczna cen w najbliższych miesiącach powinna być ujemna.
Na EUR/PLN mamy 4,1635, a i tak były wyjścia do 4,19. Najwidoczniej rynek uznał, że przed gwałtownym wzrostem eurodolara złoty i tak był już relatywnie mocny (oscylował wtedy przy 4,12), a zatem wzrost głównej pary nie przyniósł skupu naszej waluty, lecz raczej ucieczkę od niej w kierunku inwestycji w euro. Widać też wysoki poziom rentowności polskich obligacji: 3,08 proc.
Wsparcia na EUR/PLN to aktualnie okolice 4,1540 i 4,1430, nie wykluczamy dotarcia do nich w ciągu dnia.