Wczorajszy komunikat FED był taki jakiego można się było po tej instytucji spodziewać - wyważony. Ben Bernanke szybko ostudził zapał tych inwestorów, którzy oczekiwali obniżki stóp procentowych o 25 p.b. już w październiku, przyznając, że inflacja pozostaje wciąż głównym powodem do obaw.
Powtórzył także, iż spodziewa się umiarkowanego wzrostu gospodarki w kolejnych kwartałach, niezależnie od pojawiających się sygnałów mogących sugerować jej spowolnienie.
FED dał więc wyraźnie do zrozumienia, iż mimo trwającej korekty na rynku mieszkaniowym, niestabilności rynków finansowych i pogarszających się warunków kredytowania za sprawą kryzysu w sektorze pożyczek hipotecznych o podwyższonym ryzyku („subprime"), perspektywy wzrostu gospodarki nie są poważnie zagrożone.
Oczywiście głównym pytaniem jest teraz to, czy intencją FED-u było uspokojenie inwestorów, albo rzeczywiście sytuacja nie jest tak zła jak można by było się tego obawiać. Tutaj wiele będzie zależeć od publikowanych w najbliższych tygodniach makroekonomicznych. Na razie trzeci kwartał nie zaczął się najlepiej, gdyż lipcowe odczyty danych o kondycji sektora przemysłu, usług, sprzedaży domów, a także kondycji rynku pracy, były gorsze od prognoz.
Tym samym wydaje się, że wciąż są szanse na obniżkę stóp procentowych na przełomie 2007/08 r., gdyż nie mimo szczerych chęci FED jest mało prawdopodobne, aby kryzys pożyczkowy w sektorze „subprime" został szybko opanowany. Już za kilka dni, a najpóźniej tygodni obawy powrócą, co będzie rzutować na zachowanie się rynków akcji i notowania amerykańskiego dolara.
Na razie trwa wyczekiwana przez inwestorów korekta na giełdowych parkietach. Analizując wczorajsze notowania na Wall Street można było odnieść wrażenie, że inwestorzy czekali tylko na pretekst do zakupów przecenionych akcji. I tak DJIA zakończył notowania 0,26 proc. na plusie, S&P 500 wyżej o 0,62 proc., a Nasdaq Composite o 0,37 proc. na plus.
Jednak twierdzenie, że rynki uodporniły się już na złe informacje byłoby fałszywe. Natura bessy jest taka, że korekty bywają gwałtowne, po czym na rynki docierają kolejne, „mocniejsze" informacje, które sprowadzają indeksy na nowe minima. Czy takiego scenariusza obawiają się inwestorzy w Warszawie? Otwarcie odbyło się na niewielkim plusie, po czym przewagę ponownie uzyskała strona podażowa.
Inwestorzy na rynku walutowym przyjęli jednak odbicie na światowych giełdach za dobrą monetę, mogącą sugerować powrót sentymentu do ryzykownych inwestycji, do których zaliczają się także rynki wschodzące. Złoty rozpoczął tym samym środowy handel od umocnienia, które doprowadziło do przełamania wsparcia na poziomie 3,78 zł w przypadku EUR/PLN. Spadki tej pary nie są jednak zbyt dynamiczne, o godz. 11:00 kurs wynosił średnio 3,7730 zł. To może sugerować, iż mamy do czynienia z pułapką, a do wieczora notowania powrócą powyżej 3,78 zł.
Taki rozwój wypadków sugerowałby kolejne wyraźne zwyżki powyżej 3,80 zł. W przeciwnym razie utrzymanie się poniżej 3,78 zł będzie sygnałem, iż powracamy już do mocniejszego złotego na przestrzeni kilku tygodni. Niewykluczone, że pomogą w tym spekulacje odnośnie podwyżki stóp procentowych przez RPP, które najpewniej zaraz powrócą, bo negatywny wpływ informacji ze sfery polityki na rynki finansowe jest minimalny.
Ciekawa sytuacja ma miejsce także na rynku EUR/USD i GBP/USD. Dolar zyskiwał względem obu europejskich walut już od piątku, a wczorajszy komunikat FED przyszedł niejako na koniec ruchu. W efekcie dzienne wykresy zaczynają sugerować możliwość powrotu obu tych par do zwyżek, a tworząca się formacja podwójnego szczytu na EUR/USD zostanie zanegowana.
O godz. 11:00 za jedno euro płacono 1,3747 dolara, za funta 2,0235 USD. Nie wykluczone, że pomóc w tym może publikacja okresowego raportu o inflacji przez Bank Anglii, która może doprowadzić do wzrostu oczekiwań odnośnie podwyżek stóp procentowych.