Sytuację złotego w tym tygodniu wyznaczały trzy główne siły - układ sił na rynku międzynarodowym, krajowa polityka oraz oczekiwania na korzystne dla rodzimej waluty dane, których publikacja wyznaczona była na piątek.
Połączenie tych czynników wywołało dosyć ciekawy efekt - przez 2 sesje osłabieniu dolara do złotego towarzyszył wzrost relatywnej wartości euro. Tylko chwilowo rynkom wschodzącym zagroził wzrost obaw o sektor nieruchomości w USA. Po kilkudziesięciu godzinach niepewności inwestorzy przeanalizowali możliwe rozwiązania kryzysu - szybkie przedterminowe wybory lub rządy mniejszościowe z koniecznością szukania wsparcia PO - i doszli do wniosku, że obie alternatywy w dłuższym terminie mogą przysłużyć się gospodarce.
Wkrótce rozważania nt. sytuacji po rozpadzie koalicji stały się bezprzedmiotowe, gdyż okazało się, że żadnego rozpadu jeszcze nie było, co najwyżej pojawiły się oznaki rozpadu partii A. Leppera. Uspokajające raporty banków inwestycyjnych i komentarze członków RPP, podkreślające siłę krajowej gospodarki i nieuniknione umocnienie złotego, pomogły naszej walucie. Inwestorzy w napięciu oczekiwali na dane o inflacji, które miały pokazać przyspieszenie wzrostu cen.
Coraz wyższe notowania EUR/USD tradycyjnie wspierały złotego, niwelując negatywny wpływ przejściowego umocnienia jena oraz zamieszania na scenie politycznej. Ustanawianiu szczytów na głównej parze walutowej towarzyszyła rekordowa słabość dolara w relacji do złotego. Poprzednie dołki zostały przebite, zaś za „zielonego" płaciliśmy już tylko 2,7120 PLN. Złotemu sprzyjało oczekiwanie na dane o inflacji na poziomie konsumentów w czerwcu.
Spodziewany wzrost do 2,7% r/r byłby wynikiem powyżej celu NBP i stanowiłby mocny argument za podwyżką stóp dla RPP. CPI okazał się jednak niższy od prognoz i wyniósł 2,6% r/r, co w połączeniu z zaskakująco dużym deficytem na rachunku obrotów bieżących (1,2 mld EUR) i słabą dynamiką podaży pieniądza M3 (0,1%, oczekiwano 1,1%) nie popsuło jednak atmosfery wokół złotego. Zamykanie pozycji pod koniec tygodnia sprzyjało naszej walucie, zaś kiepskie dane z USA dały eurodolarowi kolejny impuls wzrostowy. W piątek popołudniu wspólną walutę wyceniano na 3,75 PLN, za dolara płacono 2,72 PLN.
Minione pięć sesji przyniosło kontynuację wzrostów głównej pary walutowej, jednak skala ruchu była wyraźnie większa niż w przypadku poprzednich trzech świec na wykresie tygodniowym. Najniższy odnotowany poziom w rozpatrywanym okresie to 1,3595 USD. Z punktu tego, zbiegającego się z linią średnioterminowego trendu wzrostowego nastąpiło silne wybicie w górę, które pchnęło kurs do nowych, 12-letnich maksimów. W piątek naruszony został poziom 1,38 USD.
Najważniejszą przyczyną aprecjacji jest perspektywa zmniejszenia dysparytetu stóp procentowych pomiędzy USA a Eurostrefą w sytuacji, gdy ten drugi organizm gospodarczy póki co rozwija się szybciej. Podwyżki stóp za Oceanem, o których jeszcze niedawno dosyć często wspominano są bardzo mało prawdopodobne, rynek spodziewa się pozostawienia kosztu pieniądza na niezmienionym poziomie.
Tymczasem na Starym Kontynencie możemy być świadkami jeszcze nawet 2 podwyżek w tym roku, choć drogie, niesprzyjające eksporterom i wzrostowi inflacji euro powinno zmniejszyć potrzebę podnoszenia stóp i skończyć się może na jednym ruchu ECB. Bezpośrednim sygnałem do wyprzedaży dolara w tym tygodniu były wieści napływające z amerykańskiego rynku nieruchomości.
Zapowiedź słabych wyników supermarketów z artykułami wyposażenia wnętrz, Home Depot i Sears oraz zasygnalizowanie przez agencję S&P możliwości obniżenia ratingu dla wartych 12 mld USD obligacji hipotecznych nie świadczą dobrze o kondycji największej gospodarki świata psując jednoczesnie nastroje na światowych giełdach. Część spółek deweloperskich i kredytujących nabywców nieruchomości ogłosiła, że w drugim kwartale odnotowała straty.
Do bardzo negatywnej aury otaczającej dolara swoje 3 grosze dorzucił Ben Bernanke, w którego przemówieniu zabrakło jastrzębich akcentów. Czerwona Księga nt. sprzedaży detalicznej przyniosła kolejne rozczarowanie. Mimo braku istotniejszych publikacji makroekonomicznych przez 3 kolejne dni kurs ustanawiał nowe szczyty i dopiero dotarcie do górnej linii kanału wzrostowego zatrzymało aprecjację. Nastroje na giełdach poprawiły się dzięki aktywności w sferze fuzji i przejęć (m.in. BHP i Alcan) oraz zaskakująco dobrych wyników sieci Wal Mart, świadczących o mimo wszystko niezłej sytuacji w obszarze konsumpcji w USA.
Najważniejsze dane o konsumpcji - sprzedaż detaliczna za czerwiec - były niemiłym zaskoczeniem. Jej dynamika, prognozowana wcześniej na 0,1% okazała się być dużo słabsza i wyniosła -0,9%, gdyż bardzo wysokie ceny ropy i paliw uderzają w skłonność do konsumpcji gospodarstw domowych. Był to sygnał do kolejnej fali wyprzedaży dolara, która naruszyła poziom 1,38 USD. Inwestorzy nie ryzykowali jednak wiarygodnego „łamania" tego poziomu przed publikacją indeksu optymizmu Uniw.
Michigan, który osiągnął poziom 92,4 pkt. W tym tygodniu interesująca była też sytuacja na jenie, który na fali spekulacji przed posiedzeniem Banku Japonii gwałtownie odrabiał straty do głównych walut. W kontekście silnego eurodolara jest to sytuacja nieczęsta, jednak wzrosty na EUR/USD zamortyzowały wpływ umocnienia jena na waluty rynków wschodzących.
W kolejnych dniach eurodolar powinien w dalszym ciągu rosnąć, zaś atak na barierę 1,3880 wydaje się być kwestią czasu. Po okresie gwałtownych wzrostów możemy liczyć się z możliwością korekty przed atakiem na ten poziom.