Poza wypowiedzią amerykańskiego sekretarza skarbu Jacka Lew, który krytycznie odniósł się do interwencji walutowych w celu wspierania konkurencyjności gospodarki (słowa bardziej mogły i najpewniej były adresowane pod względem Chin, ale rynek przypisał je też Japonii, gdyż to jen znajduje się od kilku dni w centrum uwagi) trudno było wskazać na nowe informacje, które mogły mieć wpływ na kurs dolara.
Na rynku mówi się o piątkowej rewizji oczekiwań dotyczących wzrostu PKB w I kwartale do 0,1 proc. z 0,4 proc. według modelu GDP Now z Atlanty, ale tą informację rynek znał już rano. Podobnie jak to, że prawdopodobieństwo podwyżki stóp procentowych w USA w grudniu wynosi zaledwie 59 proc.
Niewątpliwie pewnym akceleratorem dla słabości USD było zaskakująco dobre zachowanie się funta, które mogło zmniejszyć obawy związane z ryzykiem Brexitu, a ono w dłuższym okresie może decydować o sile dolara (pisaliśmy o tym w Tygodniku FX). Trudno znaleźć dzisiaj informacje dla funta (nie pojawił się nowy korzystny sondaż dotyczący referendum).
Na rynku mówi się o pokrywaniu krótkich pozycji (jest ich rekordowo dużo wg. danych CFTC) w kontekście jutrzejszych danych nt. inflacji CPI i czwartkowego posiedzenia Banku Anglii - mimo że teoretycznie wydarzenia te niewiele wniosą do oczekiwań związanych z terminem pierwszej podwyżki stóp przez BOE (te zaczynają być coraz bardziej determinowane przez wynik czerwcowego referendum).
Na wykresie GBP/USD mamy mocne odbicie, ale teoretycznie formacja diamentu, którą opuściliśmy dołem w ubiegłym tygodniu nadal pozostaje aktualna - to sugeruje spadki w kolejnych dniach.
W przypadku EUR/USD mieliśmy dzisiaj niespodziewany (biorąc pod uwagę zachowanie się rynku rano) test strefy oporu 1,1435-65. Maksimum wypadło przy 1,1446, a zatem poniżej szczytu z ubiegłego tygodnia przy 1,1453. Jeżeli notowania będą teraz szybko wracać poniżej 1,14 to będzie to sygnalizować słabość rynku w kolejnych dniach. Ważne będzie jednak to, czy dzisiejszą dzienną świecę zamkniemy powyżej poziomu 1,1376.