Fed nie przestaje zadziwiać. Gołębi zwrot w polityce dokonany na marcowym posiedzeniu nijak nie koresponduje z kolejnymi wypowiedziami decydentów, nawet tych od lat postrzeganych jako zdecydowanych zwolenników łagodzenia monetarnego.
We wtorek w tonie podtrzymującym nadzieje na rychłą podwyżkę wypowiadał się nawet słynący z gołębich poglądów Charles Evans z Chicago Fed. W rezultacie wycena prawdopodobieństwa kolejnej podwyżki w czerwcu wynosi już niemal 50 proc. Na rynku panuje lekko prodolarowy sentyment, ale ma on charakter korekcyjny i w dużej mierze zależny od czynników rzutujących na wycenę innych walut.
Szkopuł leży także w tym, że ostatnie dni to przede wszystkim wypowiedzi członków FOMC w tym roku niegłosujących: Harkera, Lackera, Lockharta czy wspomnianego Evansa. By dolar trwale wznowił aprecjację potrzebny będzie jednak sygnał ze strony bardziej wpływowych przedstawicieli władz monetarnych, najlepiej Dudleya, Fishera czy Yellen. Istotne byłoby również skłanianie się do podwyżki przez Brainard lub Rosengrena. Po wypowiadającym się dziś i jutro Bullardzie można spodziewać się natomiast jednego: nawoływania do podwyżek.
Tragiczne zamachy w Brukseli wywołały tylko chwilowy wzrost awersji do ryzyka. Mimo to pozostają czynnikiem zagrożenia dla rynku akcji, który – zwłaszcza w Europie - potrzebuje nowego lidera. Załamanie się surowcowej bessy sprawiło, że prym wiodły ostatnio spółki paliwowe i wydobywcze. W czasie gdy ceny ropy podskoczyły o kilkanaście dolarów, mocno pogarszały się wskaźniki wyceny fundamentalnej. Około 20 – proc. odbicie przedstawicieli branży sprawiło, że po niedowartościowaniu nie ma już śladu a niektóre miary sugerują nawet wyraźne przewartościowanie.
Rajd cen ropy przy 41 dolarów wyraźnie wytracił impet, silne odbicie korygują też metale przemysłowe. W ubiegłym roku ceny surowców spadły zbyt nisko, korekta sprowadziła ich wartość na bardziej uzasadnione fundamentalnie poziomy. O dalsze zwyżki będzie już zdecydowanie trudniej – zależeć one będą w coraz większej mierze od siły popytu.
Pauza w surowcowym rajdzie sprzyja zahamowaniu aprecjacji dolara kanadyjskiego, dolara australijskiego i dolara nowozelandzkiego. Funt jest pod nieustającą presją brexitu i zwiększających jego prawdopodobieństwo wydarzeń: zamachów terrorystycznych oraz niespodziewanej krytyki budżetu Wielkiej Brytanii przez agencję ratingową Moody's. Problemy funta stają się również problemami euro i rykoszetem uderzają we wspólną walutę. Siła rynku akcji po zamachach w Brukseli nie sprzyja jenowi, a USD/JPY mocno odbiega przecież od wyceny sugerowanej przez wartości indeksów, czy dyferencjał stóp. Dolar odrabia straty, gdyż czynniki wspierające pozostałych przedstawicieli grona G-10 straciły na sile. EUR/USD cofa się pod 1,12, ale nie widzimy większej szansy na wybicie się dołem z przedziału wahań. Wręcz odwrotnie obecne poziomy wydają się atrakcyjne do kupna.