Dodatkowo dane o sprzedaży detalicznej z USA pokazały rysę na idealnym obrazie gospodarki. W obecnym klimacie łatwiej o awersję do ryzyka, nawet jeśli inwestorzy kurczowo trzymają się ryzykownych pozycji.
Wczoraj pisałem, że niepokoje wokół relacji handlowych USA przyćmiewają twarde dane z gospodarki, które podkreślają jej idealne położenie. No to teraz i ten filar dla optymizmu inwestorów zaczyna kruszeć. W lutym sprzedaż detaliczna USA spadła trzeci miesiąc z rzędu. Wprawdzie tylko o 0,1 proc. (i miesiąc wcześniej też było tylko -0,1 proc.), ale przy kontynuowanej poprawie sytuacji na rynku pracy można oczekiwać większej aktywności konsumentów.
Dane obudziły spekulacje o spowolnieniu gospodarczym w pierwszym kwartale, a Wall Street został wciągnięty w dyskusję o rewizjach w dół prognoz PKB. Jakkolwiek jeszcze nie można łączyć wstrzemięźliwości zakupowej Amerykanów z obawami o niestabilną sytuację polityczną, z pewnością odbiera to argumentów, że globalna gospodarka bez szwanku otrząśnie się z szoków, jakie gotuje jej Donald Trump. Ani cła importowe, ani przetasowania personalne w Białym Domu, ani przejściowe schłodzenie wskaźników gospodarczych same w sobie nie są podstawa do głębszej korekty rynkowego optymizmu.
Ale suma wszystkich strachów to już co innego. Dziś testem nastrojów rynkowych mogą być indeksy koniunktury z USA. Napięcia wokół polityki handlowej mogą odbić się na perspektywach w sektorze wytwórczym. W rezultacie spadki indeksów Fed z Filadelfii i New York Empire State mogą dolać oliwy do ognia.
Poza tym w czwartek mamy decyzje dwóch europejskich banków centralnych. Szwajcarki Bank Narodowy nie ma wiele do zrobienia. EUR/CHF wspiął się do 1,17 i frank nie wydaje się wysoce przewartościowany, ale historycznie dalej jest drogi, więc nierozsądnym byłoby przeszkadzać deprecjacji poprzez zmianę nastawienia. Inflacja pozostaje nisko, a byłaby jeszcze niższa, gdyby nie wyraźne osłabienie CHF w drugiej połowie ubiegłego roku. Utrzymanie ujemnych stóp procentowych i powtórzenie gotowości do interwencji walutowych jest najbardziej prawdopodobnym rezultatem posiedzenia.
W Norwegii wyższy od oczekiwań odczyt lutowej inflacji podsycił spekulacje, że Norges Bank przybliży termin pierwszej podwyżki stopy procentowej na wrzesień z grudnia (ostatnia proejkcja). Jako że jastrzębia zmiana może być już w cenach, potencjał dla dalszego umocnienia NOK wydaje się ograniczony. Jednocześnie korona norweska stała się dużo bardziej narażona na rozczarowanie, jeśli Norges Bank powstrzyma się od jastrzębich wzmianek.
W końcu do jesieni jest jeszcze sporo czasu na dostosowania w polityce pieniężnej, natomiast bank może widzieć większą korzyść w niewysyłaniu jastrzębiego sygnału, który mógłby nasilić aprecjację korony i zahamować ożywienie gospodarcze. Jest możliwe, że Norges Bank powstrzyma się od wyciągania wniosków po jednym miesiącu z wyskokiem inflacji, szczególnie że inflacja bazowa pozostaje poniżej celu inflacyjnego (ostatnio obniżonego z 2,5 proc. do 2 proc.).
W Polsce inflacja CPI za luty powinna wskazać, że pomimo umiarkowanego wzrostu cen względem poprzedniego miesiąca, efekty bazy będą utrzymywać dynamikę roczną poniżej 2 proc. (konsensus 1.8 proc.), co gołębie z RPP przyjmą z zadowoleniem. Ważniejsze będzie, czy jutro inflacja bazowa wskaże na przyspieszenie ponad 1 proc. Dane powinny być neutralnego dla złotego, który pozostaje w inercji, chyba że warunki zewnętrze dadzą sygnał do wyprzedaży aktywów rynków wschodzących.