Pogrom na globalnym rynku akcji dławi apetyt na ryzyko, ciągnąc kapitał do bezpiecznych przystani. Zyskuje złoto, dług, jen i frank, a tracą waluty surowcowe. Dolar korzysta na domykaniu krótkich pozycji po fatalnym dla niego styczniu. Start wtorkowego handlu przynosi uspokojenie, ale trzeba pozostać czujnym, czy czasem nie jesteśmy w oku cyklonu.
Rynek jest pełen teorii, co stało za nagłym tąpnięciem indeksu S&P500 wczoraj po południu: handel algorytmów, zbyt wysokie rentowności długu i wzrost oczekiwań inflacyjnych, podwojenie wartości „indeksu strachu” VIX, przecena Bitcoina, albo po prostu nagromadzenie negatywnych informacji wokół zbyt wielu spółek?
Prawdopodobnie to suma wszystkich czynników wywołała efekt kuli śnieżnej. Pisałem w ostatnich dniach, że przełom miesiąca zadziała otrzeźwiająco na inwestorów, którzy zaczęli się zastanawiać, na ile ślepe, zakupowe podążanie za tłumem ma sens? A wątpliwości i pytania działają jak kropla, która drąży skałę. Ale spokojnie, dwa dni silnych spadków na giełdach nie oznaczają od razu kryzysu, a rynki potrzebują zdrowej korekty.
Jak zwykle w takich sytuacjach ciężko jest stwierdzić, czy najgorsze już minęło, czy nowy trend zostanie podtrzymany? Wczoraj sygnał dało Wall Street, Azja poszła tym śladem, a dziś europejskie giełdy świecą na czerwono. To skłania do taktycznego trzymania się z daleka od ryzykownych aktywów.
Na rynku walutowym widać więcej powściągliwości w zachowaniu inwestorów, choć zmienność skoczyła. W defensywnie są waluty surowcowe, a zyskują bezpieczne jen i franka. Na euro ciąży nawis długich pozycji budowanych do wielu tygodni, więc status „bezpiecznej przystani”: może przegrać z realizacją zysków. Prawdziwym wygranym jest dolar – nie dość, że stoją za nim lepsze dane makro (w piątek NFP, wczoraj ISM), to z racji swojej roli chłopca do bicia w styczniu, teraz rynek najwięcej krótkich pozycji ma właśnie w USD i ucieczka z nich wzmacnia walutę.
Nie jest to zbyt sensowny argument w pełni neutralizujący fundamentalne podstawy słabości dolara z przełomu roku (czyli: Fed może zaoferować mniej w podwyżkach, niż inne banki centralne), ale perfekcyjnie sprawdzi się, kiedy inwestorzy masowo chcą opuszczać rynek.
Zdumiewająco spokojnie wyglądają notowania walut rynków wschodzących, co rodzi pytanie, czy tamtejsi inwestorzy są mądrzejsi do reszty i nie widzą powodu do paniki, czy po prostu partycypacja kapitału spekulacyjnego w handlu jest tak niska? EUR/PLN zdołał utrzymać wąskie pasmo wahań, ale nie wyobrażam sobie, jak w klimacie awersji do ryzyka złoty miałby poprawić swoje poziomy. Im dłużej rynek akcji nie przerwie wyprzedaży, tym prędzej rykoszetem uderzy to w rynki wschodzące. Złoty jest wykupiony z ryzykiem odwrotu, a w odwodzie mamy jutrzejszy komunikat RPP, z którego może bić gołębiością.