Nad ranem napłynęły dane z Chin o inflacji za maj. CPI okazała się niższa niż prognozowano, bo miało być +2,3 proc. r/r, a było +2 proc., natomiast w przypadku PPI spodziewano się spadku o 3,3 proc. r/r, ale faktyczny wynik to -2,8 proc. r/r (czyli deflacyjny, ale jednak mniej).
Generalnie w ostatnich czasach rządy i banki centralne głównych państw raczej cieszą się z inflacji, a martwią deflacją – które to podejście wpisuje się w luźną politykę monetarną, znaczoną przez takie kroki jak ultra-niskie stopy procentowe czy dodruk pieniądza.
Dane chińskie nie są jednak bezpośrednio związane z eurodolarem (choć pośrednio w pewnym sensie tak, określając ogólny sentyment rynkowy). Ten zaś dziś rano rezyduje przy 1,14. Zdążył już jednak sięgnąć 1,1415, zatem mamy delikatną korektę. Być może na razie wystarczy aprecjacji euro i gracze skierują notowania nieco niżej? Faktem jest jednak, że jeśli nie będzie jakichś mocniejszych akcentów fundamentalnych, to nie spodziewamy się powrotu poniżej 1,1325-30, tj. wsparcia wykreowanego po skoku sprzed niemal tygodnia.
Dziś o 8:00 poznamy dynamikę eksportu i importu w Niemczech za kwiecień, o 9:00 wypowie się Mario Draghi (szef Europejskiego Banku Centralnego), zaś o 14:30 poznamy tygodniową liczbę wniosków o zasiłek w USA. A jutro w programie m.in. czerwcowy indeks Uniwersytetu Michigan – zakłada się spadek z 94,7 pkt do 94 pkt.
Co ze złotym?
Wczoraj EUR/PLN dotarł – dolnym knotem świecy dziennej – do okolic 4,3145-50, co można uznać za muśnięcie poziomu wsparcia, w każdym razie w przybliżeniu. Aktualnie jest nieco wyżej, przy 4,32. Może to oznaczać wyhamowanie procesu aprecjacji, jakkolwiek próby dobijania np. do okrągłej "trzydziestki" nie byłyby dziwne. Za opór może uchodzić okolica 4,34 – 4,3430, wyżej 4,3530-50 i 4,3680.
Charakterystyczne jest to, że złoty zyskiwał do euro mimo że euro zyskiwało do dolara, był to więc wyraz dobrych nastrojów oraz słabości dolara i spadku szans na rychłą podwyżkę stóp w Stanach. Ale oczywiście ta relacja często się odwraca i wtedy jest po prostu tak, że rosnące euro to rosnące euro – także i w stosunku do PLN. Byłoby tak np., gdyby eurodolar rósł, a jednocześnie w Polsce pojawiłyby się jakieś kłopotliwe informacje, związane np. z ocenami agencji Fitch (ale to rzecz na lipiec) czy sprawami politycznymi (ustawa frankowa, konflikt rządu z KE itd.).
Na USD/PLN obraz od minionego piątku jest niema taki sam jak na EUR/PLN, tj. złoty ostro zyskał i na razie delikatnie przyhamował przy 3,7830. Także i tu jednak nie byłoby zaskoczeniem zejście jeszcze mały krok niżej, np. do 3,7640-60. Za nami jednak już cztery czarne świece dzienne, rośnie więc ryzyko korekty na rzecz dolara.