Agencje zaraz później opublikowały wypowiedź austriackiego ministra finansów, który przyznał, iż żadna oficjalna nota na ten temat nie została rozesłana. Na odpowiedź ze strony Niemiec, musieliśmy czekać ponad godzinę – źródła w koalicji rządowej poinformowały, że niedzielny szczyt jednak się odbędzie, ale nie zostanie tam podjęta decyzja nt. zwiększenia „finansowej siły" Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej. To pokazuje, że na 3 dni przed szczytem pomiędzy dwoma głównymi rozgrywającymi, czyli Niemcami i Francją, wciąż utrzymują się zbyt duże różnice w poglądach.
Przypuszczenia te potwierdzał już brak oficjalnego komunikatu po wczorajszym spotkaniu Nicholasa Sarkozego i Angeli Merkel, który specjalnie udał się osobiście do Frankfurtu. Bo i co teraz można powiedzieć, jeżeli wcześniej wysyłało się nazbyt optymistyczne komunikaty do mediów? Najgorzej, że inwestorzy je w zeszłym tygodniu kupili nie zastanawiając się bliżej, iż są świadkami rozgrywającej się walki politycznej pomiędzy Francją, a Niemcami o polityczną dominację w Europie. Francuzi chcieli poprzez optymistyczne deklaracje w mediach wymóc na Niemcach zgodę na szybkie rozwiązania i to najlepiej pisane według własnej linii interesów.
Poniedziałkowe ostrzeżenia ze strony Angeli Merkel i jej ministra finansów, iż niedzielny szczyt może nie rozwiązać europejskich problemów, były tym samym sprytnym manewrem ze strony Niemiec, którzy nie chcieli tym samym wziąć na siebie odpowiedzialności przed rynkami finansowymi, które zaufały politykom. Do tego stopnia, iż poniedziałkowe słowa odebrano jako sygnał, iż wprawdzie nie będzie kompleksowego i szczegółowego planu, ale przedstawione zostaną chociażby dość mocne ogólniki, które staną się podstawą swoistej „mapy drogowej" dla strefy euro.
Dlatego też dobrze odebrano dzisiejszą nieoficjalną publikację dotyczącą zarysów funkcjonowania Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej. I tak EFSF będzie mógł interwencyjnie kupować na rynku wtórnym obligacje tych krajów strefy euro, które wpadły przejściowo w kłopoty, ale ich rządy podejmują wiarygodne działania na rzecz wypełnienia unijnych standardów fiskalnych – wcześniej zgodę na taką operację musieliby wyrazić ministrowie finansów państw strefy euro, a także Europejski Bank Centralny. W zarysach pojawiły się też odniesienia, co do sposobu pomocy bankom – potwierdziły się wcześniejsze informacje, iż pożyczki ze strony EFSF miałyby być ostatecznością, czyli w sytuacji, kiedy instytucje finansowe nie będą w stanie samodzielnie znaleźć środków na rynku, a ich rządy nie byłyby w stanie samodzielnie dokapitalizować.
Pomoc powinna płynąć do „istotnych systemowo" instytucji z krajów, które prowadzą rozsądną politykę budżetową – innymi słowy chodzi o to, aby szanse na spłatę takiej pożyczki były duże. No dobrze, wygląda to ładnie, ale jakoś nie przystaje do obecnej sytuacji w jakiej znalazła się strefa euro – wygląda na to, że żadnego funduszu „solidarnego" wsparcia nie będzie, a każdy kraj będzie musiał nadal radzić sobie sam. Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej pozostanie instytucjonalną fikcją, gdyż z 440 mld EUR środków będzie zbyt mały, aby móc stać się rzeczywiście pomocną instytucją. Jeżeli w kolejnych tygodniach Europa nadal będzie mówić różnymi głosami w kwestii zwiększenia siły EFSF, to kryzys będzie trwać nadal.
Rynki dobrze wiedzą, że bez odpowiedniego „przygotowania finansowego" europejscy oficjele nie zdecydują się na przeprowadzenie kontrolowanego bankructwa Grecji. A bez tej operacji nie uda się przerwać dalszej przeceny obligacji krajów peryferyjnych, co może oznaczać, iż szacowane 90-100 mld EUR wsparcia dla europejskich banków (kwotę, którą na początku podawał Financial Times potwierdziły źródła unijne) może być zbyt małą sumą...
Niejako w tle europejskiej wirówki mieliśmy publikacje szeregu danych makroekonomicznych. Uwagę zwraca lepszy odczyt indeksu Philly FED w październiku (wzrost do 8,7 pkt. z -17,5 pkt.), ale i też spadek wolumenu sprzedaży domów na rynku wtórnym w USA (do 4,91 mln). W kraju warto zwrócić uwagę na publikację inflacji bazowej netto, która wzrosła we wrześniu o 2,6 proc. r/r (oczekiwano 2,8 proc. r/r). Jednak nie to jest dzisiaj najważniejszą informacją z Polski – znacznie istotniejsze są słowa analityka agencji Moody's, który w wywiadzie dla agencji Reuters nie wykluczył obniżki perspektywy ratingu Polski do negatywnej, jeżeli polski rząd nie przedstawi konkretnego planu redukcji nadmiernego deficytu. Ostatnio, chociaż w nieco mniej krytycznym tonie wypowiadał się przedstawiciel agencji Fitch. W efekcie rośnie negatywna presja na polskie aktywa – przed godziną 17:00 notowania euro naruszyły poziom 4,40 zł, a dolar z impetem przebił poziom 3,20 zł.
EUR/USD: Teoretycznie szeroka konsolidacja, o której wspominałem dzisiaj rano trwa nadal (1,3650-1,3900), chociaż widać narastającą presję na wyjście z niej dołem. Przed niedzielnym szczytem UE robi się coraz bardziej nerwowo, a wykres pokazuje, że cała strefa 1,38-1,39 rzeczywiście jest dość mocnym oporem, którego nie da się sforsować bez wsparcia ze strony europejskich polityków. Jeżeli okolice 1,3650 w najbliższych godzinach zostaną sforsowane, to rynek dość szybko ruszy w stronę 1,3550.