W tym roku wyjątkowo nie sprzyjało to rynkom wschodzącym, w tym złotemu. Krytyka Fed ze strony Donalda Trumpa nie rozwiąże wszystkich problemów, ale dla rynków wschodzących może stanowić długo wyczekiwany oddech. Zyskałby także złoty.
Presja ze strony polityków na banki centralne na świecie nie jest niczym nowym, choć w gospodarkach rozwiniętych panuje zasada niezależności polityki pieniężnej i faktycznie zazwyczaj politycy wypowiadają się zachowawczo w odniesieniu do poczynań banków centralnych. Prezydent USA jednak przyzwyczaił już nas do tego, że jego wypowiedzi zachowawcze nie są, dlatego nie jest wielkim zaskoczeniem, że również wobec Fed nie zachował dyplomatycznego języka.
W wywiadzie dla agencji Reuters stwierdził, iż nie podobają mu się podwyżki stóp oraz, że Fed powinien bardziej „wspierać go w kwestiach gospodarki”. Te wypowiedzi wywołały osłabienie dolara, a przypomnijmy, iż mocny dolar w połączeniu z podwyżkami stóp do tej pory szkodził walutom rynków wschodzących, w tym złotemu.
Czy te wypowiedzi oznaczają fundamentalną zmianę? Raczej nie. Fed nadal będzie robił swoje, na wrześniowym posiedzeniu niemal na pewno podniesie stopy po raz trzeci w tym roku. Trump ma teoretycznie wpływ na poczynania Fed, gdyż nominuje członków Zarządu, zaś obecnie są w nim wakaty. Jednak jak pokazała historia szybkie uzupełnienie składu, wymagające potwierdzenia przez Senat, nie jest takie proste.
Wydaje się zatem, że retoryka Trumpa ma głównie cel polityczny – zbliżają się przecież wybory uzupełniające do Kongresu, i zapewne będzie się nasilać. Może to lekko osłabiać dolara, na czym mogą skorzystać waluty rynków wschodzących, w tym złoty. Warto jednak pamiętać, że jest to jeden z elementów znacznie bardziej skomplikowanej układanki.
Poniedziałek przyniósł publikację miesięcznych danych z polskiej gospodarki. Zasadniczo wypadły one całkiem nieźle. Roczna dynamika produkcji przemysłowej wyniosła 10,3 proc. i była najwyższa od października ubiegłego roku. Dynamika produkcji budowlano-montażowej na poziomie 18,6 proc. r/r była co prawda najniższa od marca, ale wobec efektu wysokiej bazy statystycznej (w lipcu ubiegłego roku wzrost wyniósł aż 19,7 proc.) należy uznać dane za bardzo dobre.
Zmniejszyła się natomiast presja ze strony cen producenta, które wzrosły o 3,4 proc. r/r – nadal sporo, ale mniej niż w czerwcu (3,7 proc.). Co więcej efekt rosnącej bazy powinien sprawić, iż ceny producenta będą rosnąć wolniej w kolejnych miesiącach – szczególnie, jeśli osłabiłby się dolar.
Wtorkowy kalendarz jest dość ubogi, zawierając m.in. takie pozycje jak decyzja Banku Węgier (14:00), czy raport API o zapasach paliw w USA (22:40). O 9:20 euro kosztuje 4,3028 złotego, dolar 3,7359 złotego, frank 3,7820 złotego, zaś funt 4,7949 złotego.