25 października wykres eurodolara dobił do 1,0850 – po czym poszedł w górę, aby wkrótce przekroczyć poziom 1,11. Wówczas sytuacja ponownie się odwróciła i waluta amerykańska zaczęła konsekwentnie zyskiwać. Wyjątkiem były godziny, podczas których oczekiwano na wyniki amerykańskich wyborów prezydenckich. Wtedy, gdy zwiększały się szanse Trumpa, na rynku wykreowano panikę, której efektem było wyzbywanie się dolarów i cokolwiek niedorzeczny ruch do 1,13.
Kiedy już było pewne, że rządzić będzie Trump, eurodolar gwałtownie zawrócił – mianowicie w stronę 1,09. Potem wszystko szło już ustalonym torem. Tenże tor wpisuje się w konsolidację wszczętą u progu roku 2015 – jej zakres to ok. 1,05 – 1,17.
"Zero piątka" nie była jeszcze testowana podczas tego najnowszego rzutu, ale byliśmy blisko – wczoraj nawet przy 1,0520. W piątek eurodolar uległ lekkiej korekcie, ale chyba dopiero wyjście powyżej 1,0660 oznaczałoby, że coś się naprawdę dzieje. W ogóle zresztą u progu tego tygodnia zakładaliśmy, że nastąpi rodzaj konsolidacji w pobliżu 1,06, być może 1,05. Oczywiście do połowy grudnia (14 grudnia FOMC zdecyduje o stopach) wiele może się jeszcze zmienić, ale taki scenariusz mimo wszystko ma sens.
Z jednej strony FOMC prawdopodobnie podniesie stopy, tak więc dolar powinien być dość mocny w oczekiwaniu na ten ruch. Z drugiej strony, ruch ów mocno już wyceniono, rynek praktycznie na sto procent przyjmuje hipotezę o zacieśnieniu polityki, a stąd nie ma już potrzeby dalszego umacniania amerykańskiej waluty, tj. ostrego parcia poniżej 1,05.
Oczywiście wszystko ceteris paribus, przy założeniu, że nie pojawią się jakieś poważniejsze wstrząsy. Ostatecznie zresztą piłka jest bardziej po stronie dolara, chyba że 8 grudnia EBC rozczaruje i nie poluzuje polityki jeszcze bardziej – wtedy mogłaby się powtórzyć sytuacja sprzed roku, gdy z winy EBC eurodolar poszedł w górę na krótko przed ruchem zacieśniającym w USA.
Wcześniej mamy jednak jeszcze 4 grudnia i włoskie referendum na temat zmian w konstytucji, m.in. w kwestii uprawnień Parlamentu. Jeśli wygra opcja premiera Renziego, to będzie można realizować tzw. reformy, w myśl unijnych założeń. Jeśli nie, to na rynkach wzrośnie ryzyko i niepewność co do losów Włoch, borykających się ze stagnacją PKB, bezrobociem i złymi kredytami. To jednak byłby czynnik umacniający dolara jako bezpieczną przystań.
Co do amerykańskich danych makro, to na ogół były w ostatnim czasie niezłe. Sprzedaż domów na rynku wtórnym przebiła prognozy, podobnie indeks Fed z Richmond. PMI dla przemysłu (wstępny) był powyżej założeń, podobnie indeks Uniwersytetu Michigan. Świetnie wypadły zamówienia październikowe. Prognozę przebił indeks cen nieruchomości FHFA. PMI dla usług, przedstawiony dziś, był co prawda niższy od prognozy, ale tylko minimalnie (54,7 pkt, zakładano 54,8 pkt).
Perypetie złotego
W najbliższym czasie czeka nas prawdopodobnie stabilizacja stóp procentowych. Inną kwestią jest to, że pojawiło się w minionych dniach i tygodniach parę odczytów makro, które wypadły słabo. Przede wszystkim chodzi tu o PKB, produkcję przemysłową, produkcję budowlano-montażową, a bonusowo także wskaźniki koniunktury gospodarczej.
Do tego Sejm zgodził się na obniżenie wieku emerytalnego, a Moody's (agencja ratingowa) w związku z tym niejako nam pogroziła. Znów więc może się okazać, że niedługo zawiśnie nad nami kwestia ew. obniżki ratingu. Zresztą, tak czy inaczej złoty jest słaby z przyczyn globalnych. To głównie skutek zakładanej podwyżki stóp w USA oraz samego procesu umacniania dolara.
Tak np. USD/PLN krąży ostatnimi czasy w rejonie 4,14 – 4,21 (w przybliżeniu). Wytworzyła się konsolidacja, teraz jesteśmy bliżej jej dolnego krańca. Na EUR/PLN notujemy nieco mniej niż 4,41, zaś zakres wahań to ok. 4,40 – 4,46. Na GBP/PLN widzimy 5,1715. Wykres najpierw ostro podskoczył 9 – 11 listopada, następnie zaś wszedł w coś pomiędzy konsolidacją a łagodnym trendem wzrostowym. Za opór można uznać ok. 5,2370.