Wczoraj zapowiadaliśmy serię publikacji ekonomicznych, jakkolwiek nie spodziewaliśmy się, by doprowadziły do jakiegoś szczególnego przełomu na EUR/USD. Istotnie, do niczego takiego nie doszło, choć w kontekście wielomiesięcznych spadków eurodolara fakt, że od dobrych kilku dni strona podażowa nie ma już siły na zbijanie wykresu w dół, świadczy o niejakiej sile inwestorów stawiających na euro.
Powodem jest też, jak już pisaliśmy wcześniej, fakt, że rynek czeka na publikacje z całego tygodnia, którego drugi dzień dziś mamy. Dotychczasowe sygnały z rynku były bowiem nie do końca jednoznaczne. Na przykład wczoraj PMI dla przemysłu Strefy Euro wpisał się w prognozy, ale w Niemczech był nieco słabszy niż zakładano (a także od wyniku z grudnia). W USA ISM obniżył lot, ale PMI pozostał na wcześniejszym poziomie itd.
Tymczasem dziś istotne będą amerykańskie dane o zamówieniach za grudzień, które poznamy o godzinie 16:00. Wtedy też publicznie wypowie się James Bullard, szef Fed z St. Louis, natomiast o 18:45 głos zabierze inny członek Fed, Narayana Kocherlakota z Minneapolis.
Na razie EUR/USD jest na poziomie 1,1330, zmienność mamy bardzo małą. W gruncie rzeczy możliwe, że pozostanie ona taka aż do 16:00, a może i dłużej – np. do jutra.
Wracamy do góry?
Można było wczoraj nabyć euro za 4,17 zł, a chwilami taniej, można też było kupić dolara za 3,67 zł. Dziś rano jednak widzimy na EUR/PLN kurs 4,1855, a na USD/PLN 3,6945. Na parze powiązanej z euro wczorajsza świeca dzienna miała sięgający nisko knot dolny (do 4,1625), choć zamknięcie nastąpiło dużo wyżej. To może oznaczać, że dokonano po prostu testu siły złotego, a to swoiste rozpoznanie pokazało, że "już wystarczy" i trzeba wracać.
Pytanie, co jutro zrobi RPP. Zasadniczo uważa się, że obniżki stóp nie będzie, choćby dlatego, że mogłoby to znów osłabić złotego do CHF, a poza tym niektóre wskaźniki ekonomiczne w ostatnich dniach (polski PMI dla przemysłu) były całkiem niezłe. Z drugiej strony ruchu zniżkowego nie można wykluczyć w marcu, ale ten temat będzie się jeszcze rozwijał. Na razie nader popularne są polskie obligacje, ich rentowność to ok. 2 proc., a to wzmacnia PLN, czy przynajmniej hamuje prze znaczną przeceną.