13 marca główna para walutowa notowała minima rzędu około 1,0440. Od tego punktu można poprowadzić linię, która biegnie przez dołki z kwietnia, lipca i sierpnia, a obecnie jest gdzieś w pobliżu 1,1020-30. To linia łagodnego trendu wzrostowego. Jeszcze niedawno wydawało się, że rynek nie tyle ją przebije, co w każdym razie przetestuje. Ostatecznie przecież szczyty z 24 sierpnia, 18 września i 2 października są umiejscowione coraz niżej.
Okazuje się jednak, że nie tylko mamy mocne wsparcie w pobliżu 1,11, ale w dodatku od kilkunastu sesji dzienne dołki są coraz wyżej, co oznacza miniaturowy trend wzrostowy, graniczący z krótkoterminową konsolidacją. A więc rynek nie spieszy się do testowania wspomnianej linii, do parcia ku 1,10.
To w dużej mierze zasługa ostatnich danych z USA. Część odczytów – jak PMI i ISM dla przemysłu czy usług – była w najlepszym razie zupełnie zwyczajna, a część – jak przede wszystkim payrollsy (dane z rynku pracy o zmianie zatrudnienia) – po prostu słaba, przynajmniej w relacji do prognoz i ambicji rządu USA czy Rezerwy Federalnej. Rynek uznał więc, że stopy w USA chyba jednak nie zostaną w tym roku podniesione – i jak na razie nie pomogło nawet dość jastrzębie stanowisko J. Williamsa, przedstawione parę dni temu (wprost mówił o tegorocznym terminie, choć opatrzył to klasycznymi pięknymi słowami o okolicznościach, bieżących uwarunkowaniach etc.).
Dziś mamy popołudnie i wieczór bankierów. O 15:30 ma się wypowiedzieć Bullard, o 19:00 Kocherlakota, o 21:30 znów, po paru dniach, Williams – to będą przedstawiciele Fed. Poza tym o 20:00 osoby zainteresowane rynkiem funta mogą posłuchać Marka Carneya, szefa Bank of England, zaś po 13:00 wypowie się Praet z EBC, choć to może nie będzie bardzo istotne.
Z danych makro mamy bilans handlu zagranicznego Niemiec o 8:00 tudzież dynamikę eksportu i importu w tym kraju (za sierpień). Poza tym o 14:30 tygodniowa liczba wniosków o zasiłek w USA, a o 20:00 – protokół z posiedzenia FOMC.
Dziś rano notowany jest poziom 1,1260. Wczorajsze szczyty to ok. 1,1280-85. Na razie więc jesteśmy odrobinę niżej i może się okazać, że spadkowa linia wyznaczona przez 24 sierpnia i 18 września – zadziała, a to mogłoby oznaczać powrót w rejony bliższe 1,11. Wypadałoby jednak, by luminarze Fed powiedzieli coś pro-dolarowego, aby taki stan rzeczy się faktycznie zrealizował na dłuższą metę. Na krótszą – wystarczy, że gracze zagrają pod taki scenariusz. Całkiem możliwe, że Bullard czy Williams powiedzą coś na rzecz podwyżki stóp dolarowych. Jeśli jednak nie – albo jeśli spekulacyjnie nastąpi przebicie linii trendu spadkowego, to wtedy sytuacja może się gwałtownie zmienić – i para poszłaby w kierunku 1,1370.
Polski orzeł
Na USD/PLN sytuacja jest niezła dla kupujących dolary. Mamy ok. 3,7620-30, co jednak nie wykracza poza zakres wahań ostatnich kilkunastu dni. Ba, momentami notowano – jak wczoraj – nawet niższe poziomy. Po drugiej stronie tak naprawdę realna jest linia 3,80 czy nawet opór przy 3,8130-50 (w przybliżeniu). Oczywiście do tego doszłoby, gdyby teraz potwierdził się napór spadkowy na EUR/USD.
4,2350 na EUR/PLN to znak, że trend wzrostowy się obronił wczoraj przy 4,22. Samo w sobie ma to pewne znaczenie – tzn. nawet ruch w dół na eurodolarze nie musi skutkować pokonaniem wspomnianego trendu na EUR/PLN. Cóż dopiero, jeśli na głównej parze zwycięży euro. Teoretycznie oporem mogą być niedawne szczyty przy 4,2580-85.